W dzisiejszym wpisie zejdziemy pod ziemię. Dwa tysiące lat pod ziemię. To wtedy imperialny Rzym przeżywał okres swojej największej świetności, a jednocześnie na horyzoncie majaczył już zmierzch starożytnego świata i narodziny chrześcijańskiej Europy. Pod kolejnymi warstwami historii, na poziomie antycznego Rzymu, znajdziemy budowle stanowiące architektoniczny rdzeń republiki i cesarstwa, a także miejsca, które pamiętają narodziny nowej, rewolucyjnej religii. Stolica Włoch jest pod tym względem absolutnie wyjątkowa. Relikty starożytności wyrastają tu spomiędzy nowożytnych budowli, jakby to było coś najnormalniejszego pod słońcem. Może zresztą takie jest, ale pamiętajcie, że patrzę na to z perspektywy obywatelki kraju, w którym najstarsze murowane budowle powstały w X wieku naszej ery i w dodatku żadna z nich nie dotrwała do naszych czasów w kształcie, który byłby rozpoznawalny nie tylko dla archeologów. Musicie mi wybaczyć, że ten wpis będzie obejmował tylko wybrane zabytki starożytnego Rzymu – te, które sama odwiedziłam. W Rzymie i jego okolicach istnieje znacznie więcej wspaniałych pamiątek antyku i każda z nich zasługuje na zobaczenie i opisanie, ale przedstawienie ich wszystkich przerastałoby możliwości doktoratu, a co dopiero tego skromnego wpisu.
Kolosalne Koloseum
Koloseum jest niekwestionowanym symbolem Rzymu i jednym z najbardziej rozpoznawalnych zabytków starożytności. Nadal jest największą tego typu budowlą na świecie. Nazywa się je także Amfiteatrem Flawiuszów, jako że zostało zbudowane przez cesarzy z tej dynastii: Wespazjana i Tytusa w latach 72 – 80 n.e. Uważa się, że nazwa Koloseum pochodzi od stojącego obok (już nieistniejącego) kolosa – gigantycznego posągu, przedstawiającego cesarza Nerona jako bóstwo solarne. Amfiteatr wzniesiono zresztą na terenie należącym wcześniej do Nerona, a konkretnie w miejscu, gdzie znajdowało się jezioro, stanowiące element otoczenia jego willi, Domus Aurea. Do jego budowy, oprócz trawertynu i tufu, użyto także rzymskiego wynalazku – betonu. To głównie za jego sprawą Koloseum dotrwało do naszych czasów w tak dobrej kondycji. Szacuje się, że amfiteatr był zdolny pomieścić nawet 80.000 widzów, a więc miał pojemność większą niż Stadion Narodowy w Warszawie. W kulturze popularnej zapisał się zwłaszcza za sprawą kultowego „Gladiatora” Ridleya Scotta. Choć głównym miejscem akcji jest Rzym, to według mojej wiedzy w Italii nakręcono tylko dwie sceny filmu, w dodatku nie w stolicy, lecz w Toskanii. Zainteresowanych odsyłam do tego wpisu. Koloseum – a raczej jego replikę – zbudowano na Malcie.
Jak kupić bilety do Koloseum?
Postać gladiatora – zniewolonego wojownika walczącego na śmierć i życie ku uciesze tłumów – fascynuje i inspiruje nie tylko filmowców. Jak zawsze w takich przypadkach, legenda miesza się z prawdą historyczną. I jak zawsze w takich przypadkach, bardzo lubię poznawać ten stosunek legendy i prawdy osobiście i na miejscu. Dlatego bardzo zależało mi, żeby zobaczyć Koloseum od środka. Wymagało to ode mnie odpowiedniej strategii i sporej determinacji. Dlaczego? Oficjalna sprzedaż biletów do Koloseum odbywa się przez tę stronę. Każdy bilet do Koloseum jest jednocześnie biletem do Forum Romanum. Wejście do Koloseum, nawet jeśli nie jest to zwiedzanie z przewodnikiem, jest możliwe tylko o zarezerwowanej godzinie. Slot czasowy na zakup biletu otwiera się z trzydziestodniowym wyprzedzeniem. Z uwagi na limity odwiedzających, bilety podstawowe wyprzedają się szybko, a bilety specjalne wyprzedają się błyskawicznie. Ja upatrzyłam sobie ten bilet – obejmujący zwiedzanie z przewodnikiem oraz dostęp do podziemi i areny. Jeszcze zanim otworzył się mój slot, obserwowałam, jak sprzedają się bilety. Te z oprowadzaniem w języku angielskim znikały szybciej niż ładowała się strona po odświeżeniu. Nie było szans, żebym zdążyła je kupić. Znalazłam jednak sposób na obejście systemu i po prostu zarezerwowałam bilety na zwiedzanie po włosku, które nie wyprzedawałby się tak szybko. Pozostawało tylko przez miesiąc nauczyć się włoskiego albo optymistycznie założyć, że znajomość podstawowych słów, jak gladiatori i animali, wystarczy.
Zwiedzanie Koloseum z przewodnikiem
Byłam z siebie bardzo dumna, że wykazałam się takim sprytem i o umówionej godzinie stawiłam się w Koloseum w przekonaniu, że nikt inny nie wpadł na tak genialne rozwiązanie. Najwyraźniej jednak znacznie się przeceniłam, bo w grupie osób czekających na oprowadzanie po włosku… nie było prawie żadnych Włochów ani osób mówiących w tym języku. Nasza przewodniczka, sympatyczna i energiczna Włoszka, robiła co mogła, by grupa zrozumiała przekaz, głównie żywo gestykulując. Dzięki jej wysiłkom, mój poziom zrozumienia oceniam na 50 – 60%. Musicie wiedzieć, że bilety do rzymskich atrakcji turystycznych można kupić także na stronach komercyjnych. Zwykle są tam nadal dostępne, gdy te z oficjalnego źródła już dawno się wyprzedały, oczywiście po znacznie wyższej cenie. Nie wiem, jak to działa, bo przecież bilety do Koloseum są biletami imiennymi, a strażnik przy wejściu sprawdza dowody tożsamości, więc teoretycznie nie da się kupić tych biletów dla nieokreślonych osób. Nasza przewodniczka też nie potrafiła tego wyjaśnić, gdy zapytał ją o to jeden z uczestników wycieczki. Z ostrożności unikam kupowania biletów poza oficjalnymi stronami, zwłaszcza gdy wymaga to ode mnie podania danych karty kredytowej. Widziałam jednak na własne oczy, że to działa. Sama też skorzystałam wyjątkowo z usługi pośrednika, by zwiedzić Panteon – tutaj możecie przeczytać, dlaczego i jak to wyglądało.
Przedstawienia w Koloseum
Najbardziej widowiskowe przedstawienia, jakie organizowano w Koloseum, obejmowały walki gladiatorów, publiczne egzekucje, polowania na dzikie zwierzęta oraz rekonstrukcje bitew – także tych morskich, na potrzeby których arenę wypełniano wodą (!). Dzięki zaawansowanej maszynerii, możliwe były takie efekty jak „wyrastanie z ziemi” zwierząt i gladiatorów. Wymagało to sprawnego zaplecza technicznego i organizacyjnego – do obsługi jednego dzikiego zwierzęcia potrzeba było aż ośmiu niewolników. W podziemiach Koloseum można zobaczyć dawne klatki dla zwierząt, magazyny na scenografię oraz miejsca, w których zainstalowana była maszyneria. Jest tu także korytarz, którym gladiatorzy wybiegali z więzienia prosto na arenę. W myśl zasady, że przychylność tłumów najłatwiej zjednać sobie za pomocą chleba i igrzysk, wstęp na przedstawienia był darmowy i przysługiwał przedstawicielom wszystkich warstw społecznych. Aby usprawnić przepływ widzów, na bilecie wskazany był numer jednego z osiemdziesięciu wejść, numer rzędu i numer siedzenia. Wydarzenia tylko z pozoru były jednak egalitarne, bo najlepsze miejsca – najbliżej areny i loży cesarskiej – zarezerwowane były dla senatorów i patrycjuszy, podczas gdy niewolnicy siedzieli na samej górze, gdzie co prawda mieli największe szanse przeżycia, gdyby jakieś dzikie zwierzę przedostało się na trybuny, ale i najgorszy widok.
Kto zostawał Gladiatorem?
Archetyp gladiatora został już wielokrotnie przemielony przez popkulturę i chyba wszyscy mamy pewne wyobrażenie na jego temat. Prawda historyczna jest jednak nawet bardziej interesująca od jej filmowych adaptacji. Pod wieloma względami starożytni gladiatorzy przypominali współczesnych sportowców-celebrytów, z tą główną różnicą, że współcześni sportowcy nie są zabijani po przegranym meczu. Chociaż nie jesteśmy już skłonni oglądać czyjejś śmierci na zawodach, to motyw walki o życie do dziś pozostaje najbardziej fascynującym elementem całej kultury walk gladiatorów. Rekrutacja nowych gladiatorów była na ogół przymusowa. Stawali się nimi jeńcy wojenni albo skazańcy, ale tylko tacy, którzy mieli zadatki na wojownika (tych, którzy takich zadatków nie mieli, po prostu rzucano na pożarcie dzikim zwierzętom). Gladiatorem można było też zostać z własnej woli, a osób gotowych zaryzykować życie dla sławy i bogactwa wcale nie brakowało. Nagrody pieniężne oraz prezenty, jakie zdobywali zwycięscy gladiatorzy, mogły być znaczące. Zgodnie ze zwyczajem, zatrzymywali je także walczący na arenie niewolnicy. Wśród gladiatorów zdarzały się kobiety, a nawet… cesarze. Występy imperatorów nie stwarzały jednak żadnego realnego zagrożenia dla ich zdrowia. Cesarz Kommodus – główny antagonista „Gladiatora”, ale i postać historyczna – zmuszał rzymskie elity, by podziwiały go w ustawianych walkach, które oczywiście zawsze wygrywał, czym narażał się raczej na śmieszność.
Przygotowania do walk gladiatorów
Gladiatorzy mieszkali i trenowali w szkołach, które zwykle stanowiły prywatne przedsiębiorstwa. Największa i najważniejsza z nich – Ludus Magnus – mieściła się w bezpośredniej bliskości Koloseum i była domem (względnie więzieniem) dla ok. dwóch tysięcy wojowników. Mieli tam doskonałą opiekę medyczną i wyżywienie oparte o specjalną dietę wspomagającą sprawność fizyczną. Może nie jest to zbyt szczęśliwe porównanie, bo przecież chodziło o ludzi, ale bogaci Rzymianie kupowali i utrzymywali gladiatorów, tak jak współcześni milionerzy postępują z końmi wyścigowymi. Nie szczędzili środków, by utrzymać swoich wojowników w dobrej formie i jak najlepiej przygotować ich do walki. W przypadku zwycięstwa – inwestycja zwracała się z nawiązką, z kolei śmierć gladiatora oznaczała finansową stratę. Igrzyska poprzedzała szeroko zakrojona kampania promocyjna, a w noc przed walką dla gladiatorów wyprawiano wystawny bankiet. Następnego dnia wojownicy wkraczali na arenę, prowadzeni przez barwną procesję. Uważa się, że gladiatorzy zwyczajowo pozdrawiali cesarza słowami: „Ave, Caesar, morituri te salutant” („Witaj, Cezarze, idący na śmierć pozdrawiają cię”), jednak w źródłach historycznych odnotowany jest tylko jeden taki przypadek.
Kult gladiatorów
Nie wszystkie walki były walkami na śmierć i życie, a nawet takie nie zawsze kończyły się śmiercią przegranego. Jeśli pokonany gladiator bronił się mężne i zaskarbił sobie sympatię tłumu, widownia mogła domagać się jego ułaskawienia. Ostateczna decyzja należała do cesarza, jednak sprzeciw wobec woli ludu mógł zaszkodzić jego popularności. Ponadto, cesarz był w takim wypadku zobowiązany wypłacić właścicielowi zabitego gladiatora odszkodowanie, a że wyszkolenie wojownika kosztowało fortunę, kwota takiego odszkodowania musiała być odpowiednia. Władca okazywał łaskę zasłaniając kciuk, natomiast odmawiał jej – gestem podcięcia gardła (gesty znane z hollywoodzkich filmów – kciuk w górę lub w dół – raczej nie były stosowane). Największą nagrodą, jaką mógł otrzymać gladiator-niewolnik, było wyzwolenie. Na znak darowanej wolności, cesarz wręczał najwybitniejszym wojownikom drewniany miecz. Droga od niewolnika przez uwielbianego przez tłumy gladiatora do szanowanego obywatela Rzymu była więc możliwa i to nie tylko w teorii – takie przypadki faktycznie miały miejsce.
Początki Forum Romanum
Tuż za Koloseum rozciągają się ruiny Forum Romanum – miejsca, które stanowiło polityczne i religijne serce starożytnego Rzymu – od okresu królestwa, przez republikę, aż po cesarstwo. Forum jest położone w dolince pomiędzy dwoma wzgórzami: Palatynem i Kapitolem. Zgodnie z legendą to właśnie tam doszło do zawarcia pokoju pomiędzy pierwszym królem Rzymu, Romulusem (rezydującym na Palatynie) i przywódcą Sabinów, Tytusem Tacjuszem (stacjonującym na Kapitolu). Romulus podzielił się władzą z Tytusem, z czego miała się wywodzić tradycja dwóch konsulów – najwyższych urzędników rzymskiej republiki, odpowiedzialnych za politykę zagraniczną. Teren obecnego Forum był podmokły, więc konieczne stało się jego osuszenie. Jednym z podjętych działań drenarskich była budowa ok. 600 roku p.n.e. kanału ściekowego Cloaca Maxima, który istnieje do dziś i stanowi jeden z najstarszych na świecie systemów kanalizacyjnych. Według archeologów, najwcześniejsze zabudowania na terenie Forum Romanum, jeszcze z okresu królestwa, obejmowały rezydencję władcy oraz świątynię Westy wraz z kompleksem mieszkalnym westalek. Święty ogień Westy na Forum Romanum zgasł bezpowrotnie dopiero pod koniec IV wieku n.e., wraz z wyparciem politeistycznej religii przez chrześcijaństwo.
Rzymskie triumfy
Po okresie królestwa i panowaniu takich władców jak Numa Pompiliusz czy Tarkwiniusz Pyszny, nastał czas republiki. Wówczas Forum Romanum stało się miejscem zgromadzeń Senatu. Stopniowo (i raczej dość chaotycznie) dobudowywano kolejne budynki rządowe oraz świątynie. U schyłku republiki, zabudowa była już tak gęsta, że centralny plac został ograniczony do prostokąta o wymiarach ok. 130 x 50 m. Najbardziej widowiskowymi wydarzeniami, jakie odbywały się na Forum Romanum musiały być tzw. triumfy – militarne procesje, podczas których zwycięski wódz wkraczał do miasta, w towarzystwie skutych łańcuchami, pokonanych przeciwników, żołnierzy, urzędników państwowych i zwierząt przeznaczonych na ofiarę. Procesje triumfalne zdawały się ciągnąć w nieskończoność – najdłuższe potrafiły trwać nawet dwa, trzy dni. Podejrzewam, że właśnie stąd wzięło się polskie określenie „z wielką pompą” – od łacińskiego słowa pompa, oznaczającego właśnie procesję. Dla upamiętnienia triumfów budowano tropaiony (trofea) i łuki triumfalne. Trzy starożytne luki triumfalne – Łuk Konstantyna, Łuk Tytusa, i Łuk Septymiusza Sewera – można zobaczyć tuż przy samym Forum Romanum.
Forum Romanum po upadku Cesarstwa Rzymskiego
Patrząc na Forum Romanum dwa tysiąclecia po tych wydarzeniach, trudno sobie wyobrazić, jak wyglądało w czasach swojej potęgi. Pomóc w tym mogą rekonstrukcje, na przykład ta. Z dawnych budynków sakralnych i państwowych pozostało niewiele, w znacznej mierze dlatego, że w późniejszych wiekach Forum było uważane za łatwo dostępny „kamieniołom” i bez skrupułów czerpano z niego budulec pod kolejne projekty, np. budowę Bazyliki św. Piotra. Co ciekawe, rzymscy urzędnicy świeccy w okresie średniowiecza i renesansu, protestowali przeciwko rujnowaniu starożytnego dziedzictwa Rzymu, ale – jako że wydawanie pozwoleń na pozyskiwanie materiałów z Forum stanowiło uprawnienie papieży – niewiele mogli zdziałać. Forum Romanum na całe wieki straciło swoje znaczenie. Doszło nawet do tego, że nazywano je „Campo Vaccino”, czyli „Krowim Polem”, gdyż była to przestrzeń używana do wypasania bydła. Forum ponownie wzbudziło zainteresowanie dopiero z nastaniem oświeceniowego kultu antyku oraz romantycznego kultu ruin. W obu tych epokach artyści pielgrzymowali do Rzymu, by malować antyczne ruiny i pisać o nich wiersze. Dzięki obrazom Canaletta, Williama Turnera i innych, wiemy, jak wyglądało Forum Romanum w czasach swojego upadku, zanim na dobre stało się atrakcją turystyczną.
Palatyn i Kapitol
Forum Romanum od strony południowo-wschodniej osłania wzgórze Palatyn, określane często jako „jądro Imperium Rzymskiego”. Podczas gdy Forum Romanum było miejscem publicznie dostępnym, Palatyn był zarezerwowany dla elit i cesarzy, którzy budowali tu swoje rezydencje. Od nazwy tego rzymskiego wzgórza pochodzi słowo „pałac”, obecne w podobnym brzmieniu w wielu językach. Wciąż można tu zobaczyć ruiny niektórych z pałaców Palatynu, w tym Oktawiana Augusta, Tyberiusza i Domicjana, choć są one jedynie nikłym cieniem dawnej świetności tych budynków. W XVI wieku teren wzgórza trafił w ręce prominentnej rzymskiej rodziny Farnese, która przekształciła go w ogród. Przeciwległym wzgórzem, wznoszącym się nad Forum Romanum od strony północno-zachodniej jest Kapitol. W przeciwieństwie do samego Forum i Palatynu, tutaj ślady antycznych zabudowań zostały przykryte późniejszą zabudową. Znajdowała się tu najważniejsza w całym antycznym Rzymie świątynia Jowisza Kapitolińskiego, wielkością niemal dorównująca ateńskiemu Partenonowi. Dziś centralnym punktem na Kapitolu jest zaprojektowany przez Michała Anioła plac – Piazza del Campidoglio, otoczony przez zespół pałaców, w których mieszczą się Muzea Kapitolińskie.
Więzienie Mamertyńskie
Choć w starożytnym Rzymie zapewne nie brakowało osobników o niecnych intencjach, to miasto dysponowało tylko jednym państwowym więzieniem (a przynajmniej tylko jedno jest nam znane). Było to Więzienie Mamertyńskie, nazywane także Tullianum, zlokalizowane na zboczu Kapitolu. Jeśli spojrzy się na jego włoską nazwę: „Carcere Mamertino„, to staje się jasne, skąd w języku polskim wzięły się słowa „karcer” oraz „mamer”. Tullianum jest niewielkim, dwupoziomowym lochem, zbudowanym pierwotnie jako zbiornik na wodę z tryskającego w tym miejscu źródła. Nie mogło pomieścić zbyt wielu skazańców, ale i nie było takiej potrzeby – rzymskie prawo co do zasady nie przewidywało kary więzienia. Miejsca takie jak Mamertinum służyły na ogół do przetrzymywania aresztowanych, oczekujących na proces lub wykonanie wyroku. Byli wśród nich rebelianci, a także pokonani władcy i dowódcy obcych wojsk, których egzekucje stanowiły publiczne widowiska, również jako element triumfów. Zgodnie z katolicką tradycją, więziono tu także świętych Piotra i Pawła. Piotr miał nawet nawrócić swoich strażników i ochrzcić ich wodą z więziennego źródła. Obaj apostołowie zostali straceni. Uważa się, że Piotr został ukrzyżowany, a Paweł – jako obywatel rzymski – ścięty mieczem.
Kościół „Domine Quo Vadis” przy Via Appia
Pozostajemy w tematyce chrześcijańskiej i podziemnej, ale przenosimy się poza miasto – tam, gdzie zieloną równinę przecina antyczna rzymska droga, Via Appia. Jeśli wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, to znaczy, że można nimi podróżować także w odwrotnym kierunku, na przykład w celu ucieczki z Wiecznego Miasta. Zgodnie z chrześcijańską legendą, święty Piotr, w tamtym czasie duchowy przywódca rzymskich chrześcijan, postanowił opuścić miasto, uciekając przed prześladowaniami ze strony cesarza Nerona. W pewnym momencie apostoł napotkał idącą z naprzeciwka postać, w której rozpoznał Jezusa. Zaskoczony Piotr spytał: „Quo vadis, Domine” („Dokąd idziesz, Panie). Chrystus odpowiedział mu: „Gdy ty opuszczasz lud mój, do Rzymu idę, by mnie ukrzyżowano po raz wtóry”. Piotr zrozumiał, że postąpił źle, opuszczając towarzyszy, by ratować własne życie i zawrócił. Tę historię znają wszyscy, którzy przykładali się do czytania lektur (albo chociaż streszczeń), bo Henryk Sienkiewicz uczynił ją leitmotivem swojej powieści „Quo vadis”. Przy Via Appia, w miejscu, w którym miało dojść do tego spotkania, stoi kościółek, nazywany popularnie kościołem „Domine Quo Vadis”. Opiekują się nim polscy księża i znajdziemy w nim wiele polskich akcentów. Można tu też zobaczyć replikę kamienia, w którym miały zostać odciśnięte stopy Jezusa – oryginał przechowywany jest kawałek dalej, w Bazylice św. Sebastiana.
Pierwsi chrześcijanie i katakumby
Bazylika św. Sebastiana za Murami stoi na Katakumbach św. Sebastiana. Kultura starożytnego Rzymu, inaczej niż na przykład kultura starożytnego Egiptu, była kulturą życia, nie śmierci. Dlatego cmentarze lokowano poza granicami miasta. Było to zresztą całkiem rozsądne rozwiązanie także ze względów sanitarnych. Główne rzymskie nekropolie znajdowały się przy drogach wyjazdowych z miasta. Zmarłych chowano w naziemnych grobowcach, albo w katakumbach, które stanowiły podziemny system krypt i korytarzy z niszami grobowymi. Spośród czterdziestu rzymskich katakumb, te najbardziej znane znajdują się przy Via Appia – w tym właśnie Katakumby św. Sebastiana. Zgodnie z popularnym poglądem, pierwsi chrześcijanie dosłownie i w przenośni schodzili do podziemia i spotykali się w katakumbach, by w sekrecie wyznawać swoją religię, a nawet, ukrywać się tu w obawie przed aresztowaniami. Historycy uważają jednak, że jest to pogląd mocno „przesadzony”. Poza pewnymi epizodami, gdy prześladowania ze strony rzymskich władz i egzekucje chrześcijan faktycznie miały miejsce, chrześcijanie byli na ogół tolerowani, a nawet zdarzali się (pogańscy) cesarze, którzy odnosili się do nich całkiem przychylnie.
Historia świętego Sebastiana
Chrześcijanie chowali natomiast w katakumbach swoich zmarłych. Są na to dowody w postaci inskrypcji na grobach, zawierających chrześcijańskie symbole. Niektóre z tych grobów zawierały szczątki ważnych dla chrześcijan osób, zwłaszcza świętych męczenników. Chrześcijanie pielgrzymowali więc do katakumb zwykle po to, by modlić się przy grobie takiej osoby, a nie by się tu ukrywać. Jednym z takich świętych męczenników, którego grób stał się miejscem kultu, jest święty Sebastian. Katakumby, w których go pochowano nazwano potem oficjalnie jego imieniem. Sebastian był rzymskim żołnierzem, kapitanem gwardii pretoriańskiej, a jednocześnie chrześcijaninem. Uważa się, że poniósł męczeńską śmierć podczas prześladowań chrześcijan za panowania cesarza Dioklecjana. Sebastian został przywiązany do drzewa i przebity strzałami, jednak przeżył i pod opieką świętej Ireny odzyskał zdrowie, po czym wrócił do cesarza, by wypomnieć mu jego grzechy. Tym razem Dioklecjan dopilnował, by jego kara była ostateczna. Sebastian jest jednym z najbardziej popularnych chrześcijańskich świętych, a jednocześnie jednym z najczęściej portretowanych. Rozmaici artyści (nierzadko ci najbardziej topowi) wykorzystywali motyw przebijanego strzałami mężczyzny, niekoniecznie wyłącznie w celach religijnych. Przykładem niech będzie rzeźba autorstwa Giuseppe Giorgettiego, wkomponowana w grób świętego, który znajduje się obecnie w bazylice nad katakumbami.
Zwiedzanie Katakumb św. Sebastiana
W tej samej bazylice można też oglądać ostatnią rzeźbę Gian Lorenzo Berniniego, „Salvator Mundi”, którą wykonał w wieku 82 lat. Jest to dzieło bardzo dojrzałe i zaskakująco nowoczesne w formie. Wbrew swojej obecnej nazwie, Bazylika św. Sebastiana nie została zbudowana dla uczczenia tego świętego, lecz świętych Piotra i Pawła. Uważa się bowiem, że ich szczątki „ewakuowano” do Katakumb św. Sebastiana w okresie prześladowań chrześcijan i przechowywano je tam, zanim trafiły do bazylik zbudowanych na miejscu ich pierwotnych grobów. Na najwyższym poziomie katakumb można zobaczyć ścianę, zapełnioną inskrypcjami wiernych, modlących się przy tymczasowym grobie apostołów. Z kolei na najniższym poziomie znajdują się trzy mauzolea, przyklejone do ściany opuszczonego kamieniołomu. Są doskonale zachowane. W ich wnętrzach przetrwały przepiękne, wręcz koronkowe zdobienia. Pomiędzy górnym a dolnym poziomem rozciągają się klaustrofobiczne i mroczne korytarze nisz grobowych. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu nadal spoczywały w nich ludzkie szczątki, ale przeniesiono je w inne miejsce, by ukrócić praktykę zabierania fragmentów kości na pamiątkę przez turystów. Zwiedzanie odbywa tylko z przewodnikiem, ale nie wymaga wcześniejszej rezerwacji. Bilety można kupić na miejscu i po prostu dołączyć do grupy. Pod ziemią nie wolno robić zdjęć, ale pewien pogląd na to, jak wyglądają Katakumby św. Sebastiana da Wam wpis o katakumbach na Malcie. Z kolei wszystkie informacje na temat śmierci i grobu św. Piotra znajdziecie w tym wpisie.
Może i w Polsce nie mamy starożytnych budowli, ale wydarzenia, jakie uznajemy za początek naszego państwa były konsekwencją tego, co działo się w antycznym Rzymie. Może i Rzymianie nigdy nie opanowali naszych ziem, ale my oparliśmy nasz system prawny o zasady rzymskiego prawa. Budowle starożytnego Rzymu to już w większości ruiny, ale rzymskie dziedzictwo niematerialne wywarło znaczący wpływ na kształt świata i nadal ma się jak najlepiej. Oglądając antyczne zabytki Rzymu, patrzymy więc na własną przeszłość, nawet jeśli znajduje się poza granicami naszego kraju.