Ilekroć spędzam wakacje w Porto Maurizio, najwięcej przyjemności sprawia mi uczestniczenie w zwyczajnym życiu miasteczka. Choć jestem tu tylko turystką, staram się wejść w tryb codzienności mieszkańców. Z moich obserwacji wynika, że jest to życie skromne i wcale nie tak łatwe, jak można by sądzić o włoskim dolce vita. Ma jednak wiele uroku, który bierze się z prostoty i bezpretensjonalności. Sprawdza się tu odwieczna prawda, że jeśli jesteś członkiem zżytej społeczności, mieszkasz w pięknym miejscu i masz dostęp do świeżych produktów spożywczych, to niewiele więcej potrzeba do szczęścia. Może brzmi to banalnie, ale dla wielu z nas jest to nieosiągalny luksus.
Read MoreBrowsing category: Światowe życie
Pierwsza taka jesień od ośmiu lat
Myślałam, że 31 października będę już miała w swoim telefonie bogatą kolekcję zdjęć złotych liści i jesiennych mgieł, którymi będę mogła się z Wami podzielić, ale dobra pogoda niespodziewanie przedłużyła nam lato. Zielony październik to mało komfortowa sytuacja dla każdej jesieniary, ale z drugiej strony daje nadzieję na piękną jesień w listopadzie, który zwykle jest szary i ponury. Typowy dla jesieni nastrój spokoju i przytulności można zresztą wprowadzić niezależnie od aury czy krajobrazu za oknem. A w tym roku będzie to o tyle łatwiejsze, że wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi wkrótce będziemy mieli rząd, który nie będzie ignorował ocieplenia klimatu, odpowiedzialnego za tę niezwykłą jesień, jak i mnóstwa innych problemów i wyzwań współczesnego świata. Zapraszam Was na tradycyjną jesienną fotorelację.
Read MoreCo widać z balkonu w Porto Maurizio
No więc zaliczyłam podczas wakacji mały wypadek i pomijając wizytę w szpitalu oraz związaną z tym dramę – o której możecie przeczytać w poprzednim wpisie – przez kilka dni byłam w zasadzie uwięziona w moim wakacyjnym apartamento. Przez ten czas nie mogłam robić wiele więcej poza wylegiwaniem się na łóżku i przesiadywaniem na balkonie. Miałam szczęście, bo mój balkon wychodził prosto na morze. Był to widok nie tylko piękny, ale i bardzo zajmujący, bo na morzu zawsze się coś działo. W okresie mojego przejściowego unieruchomienia przeczytałam też dwie książki, co już od dawna nie zdarzyło mi się na żadnych wakacjach. Jedną z nich było „Skryte, jasne, słone” Lamorny Ash. Autorka relacjonuje w niej swój pobyt w nadmorskim miasteczku w Kornwalii, w którym zamieszkała, by zaciągnąć się do pracy na rybackich kutrach i poznać życie swoich przodków. Niektórych ludzi po prostu ciągnie do morza i ja się do nich zaliczam.
Read More12 godzin na włoskim SORze
Zaczęło się – jak to zwykle w takich przypadkach bywa – banalnie. Chciałam przejść przez ulicę, a że niosłam na rękach mojego pieska, miałam ograniczone pole widzenia i źle wymierzyłam krok. Noga zsunęła mi się z krawężnika na jezdnię, upadłam na kolana, a potem na rękę. Drugą wciąż trzymałam Klausika, któremu na szczęście nic się nie stało. Kiedy udało mi się pozbierać i stanąć na nogach, poczułam silny ból w lewej stopie. Wybieraliśmy się właśnie na spacer, a że zdarzenie miało miejsce tuż przy domu, w którym mieszkaliśmy podczas wakacji, zdecydowałam się wrócić do mieszkania i zmienić espadryle na koturnie na klapki, żeby odciążyć stopę. Wtedy chyba wciąż miałam nadzieję, że ból zaraz mi przejdzie i będę mogła kontynuować przechadzkę. Kuśtykając i trzymając się muru, zeszłam po schodach na poziom naszej ulicy – Via Santa Caterina, pokonałam połowę jej długości i wspięłam się klatką schodową na pierwsze piętro, do naszego apartamentu. Zmieniłam buty, posmarowałam sobie uraz żelem na stłuczenia, po czym pokonałam tę trasę z powrotem.
Read MoreIkony Schwarzwaldu
Gdyby ktoś zapytał mnie rok temu, z czym kojarzy mi się Schwarzwald, to najprawdopodobniej w pierwszej kolejności pomyślałabym o torcie schwarzwaldzkim. Miłośnicy kulinariów z różnych stron świata tak już mają. Zapewne po chwili przyszedłby mi na myśl zegar z kukułką. Natomiast o Bollenhut jeszcze wtedy nie słyszałam. Wszystkie te ikony Schwarzwaldu są ambasadorami bogatej tradycji tego regionu Niemiec. W dzisiejszym wpisie poznacie je bliżej.
Read MoreJesień bez presji
Lato postrzegane jest jako czas wolności i beztroski, ale w rzeczywistości jest to czas ścigania się ze sobą samym, by zdążyć wziąć udział we wszystkich wyjazdach wakacyjnych, festiwalach i grillach zanim skończą się wakacje, dobra pogoda i długie dni. Jesienią ta presja znika. Możemy bezkarnie – bez poczucia, że coś nam umyka – spędzać wieczory otuleni w kocyk, z herbatką i dobrą książką. Jesienią wszystko przychodzi łatwiej. Od ubierania się – wystarczy zarzucić na siebie miękki sweter z naturalnej przędzy, by przez cały dzień czuć się komfortowo, po fotografię – żółte liście sprawiają, że piękne kadry czekają na każdym kroku, a ciepłe światło jest dostępne przez cały dzień. Inną sprawą są jesienne mgły, dzięki którym nawet centrum dużego miasta zyskuje aurę tajemniczości – rzecz zupełnie nieosiągalna latem. Tak, jesień to moja ulubiona pora roku i nawet pisanie o niej działa na mnie kojąco.
Read MoreFesta del Barbarossa i miasteczka Val d’Orcia
Przed podróżą postanowiłam wreszcie przeczytać „Pod słońcem Toskanii” Frances Mayes. Ta bodajże najsłynniejsza książka o przeprowadzce do krainy Medyceuszy od lat kurzyła się u nas na półce, w sekcji literatury poświęconej Toskanii i Prowansji (tak, mamy taką sekcję w biblioteczce, sama ją układałam). Na okładce – kadr z filmu pod tym samym tytułem, nakręconego na motywach książki. Od czasu jego powstania w 2003 roku, produkcje oparte na podobnym schemacie: udręczony stresującą, wielkomiejską egzystencją bohater odnajduje radość w prostym, ale pełnowartościowym życiu na jakiejś uroczej prowincji, wciąż wyrastają jak grzyby po deszczu. Ale to właśnie „Pod słońcem Toskanii” uważam za najlepszą. Opowiada historię młodej Amerykanki, która właśnie rozwiodła się z mężem i spontanicznie kupiła zrujnowany dom w Toskanii. Ma zamiar zrealizować w nim swoją wizję idealnego rodzinnego życia, do czego dąży z determinacją, ocierającą się nawet o desperację. Jest w tym sporo humoru, ale i szczerości oraz autentyczności, bo tak to często bywa, że poszukując szczęścia narażamy się na upokorzenia, ponosimy porażki, spotykamy z odmową, a czasami po prostu mamy pecha. Bywa też, że zamierzonej wizji nie uda się zrealizować, a wtedy trzeba dokonać jej korekty albo pójść na kompromis w sferze własnych marzeń.
Read MoreWiosna kontra wojna
Przez pierwsze tygodnie roku Poznań przypominał Krainę Deszczowców, a ja przemykałam niczym Tajemniczy Don Pedro pomiędzy domem i pracą, by jak najszybciej znaleźć schronienie przed deszczem i wiatrem. Oczywiście, w obliczu wojny w Ukrainie, problemy z pogodą wydają się jednak banalne. Niemniej, nadejście wiosny jest okolicznością krzepiącą i podnoszącą na duchu bez względu na sytuację. Trzeba też przyznać, że pomimo całej tej niezrozumiałej tragedii wojny, takich krzepiących i podnoszących na duchu rzeczy dzieje się wokół całkiem sporo. Przebłyski niektórych z pewnością zobaczycie w tej relacji z końca zimy i pierwszych wiosennych dni.
Read MoreBretoński #cottagecore
Przy organizacji wyjazdów zwykle zostaje mi powierzone zadanie znalezienia odpowiedniego miejsca noclegowego. Jeszcze niedawno jedynymi kryteriami, jakie brałam pod uwagę w moich poszukiwaniach, była dobra cena, względy logistyczne, czystość, prywatna łazienka i brak półek wiszących nad łóżkami (No co? Słyszeliście o prawie Murphy’ego?). Ale od pewnego czasu w grę wchodzi jeszcze inny czynnik i nie mam tu wcale na myśli szybkiego WiFi, choć ono niewątpliwie się przydaje. Staram się, aby nasz kwaterunek cieszył oko i aby można się w nim było poczuć jak w domu, choćby tylko na czas urlopu. Moim ideałem jest mały domek na wsi. Jasne, jest to forma pewnego eskapizmu, ale czy wakacje nie powinny być właśnie przeciwieństwem codzienności? Nie jestem gotowa, by porzucić moje wielkomiejskie środowisko i przenieść się na prowincję na stałe. Natomiast kilkudniowa ucieczka na wieś jest jak najbardziej pożądana. Myślę, że podczas wyjazdu do Bretanii, plan takiej ucieczki udało mi się zrealizować. Zapraszam Was na wpis, w którym przedstawię bliżej uroczy, bretoński domek, w którym się zatrzymałam.
Read MorePodróż po jesieni
„Jakże się cieszę, że żyję w świecie, w którym są październiki” – stwierdziła Ania z Zielonego Wzgórza. Istotnie, to właśnie w tym miesiącu każda jesieniara przeżywa pełnię szczęścia… a przynajmniej takie wnioski płyną z przeglądania jej Instagrama. Ponieważ w ostatnich latach drzewa pozostają zielone przez niemal cały wrzesień, z kolei już w listopadzie spece od handlu i marketingu próbują nam sprzedać Boże Narodzenie, październik stał się w zasadzie synonimem jesieni. A ta w tym roku rozkręcała się wyjątkowo wolno… Aż zawiał silny, ciepły wiatr i w ciągu nocy krajobraz zmienił się diametralnie. Liście, które dotychczas ociągały się ze zmianą koloru i mocno trzymały się na gałęziach, nagle zaścieliły chodniki złotymi dywanami. Przez ostatnie tygodnie zawsze trzymałam aparat fotograficzny w pogotowiu i wykorzystywałam każdą okazję, żeby złapać jesienne kadry w szło obiektywu. Zadanie miałam ułatwione, bo jesienią ciepłe, otulające światło jest szczególnie przychylne fotografom. Dziś możecie zobaczyć efekty tego polowania na zdjęcia, a także poczytać o innych jesieniarskich przyjemnościach.
Read More
Najnowsze komentarze