• W drodze na Zatybrze

    Przygotowując wyjazd do Rzymu, byłam pewna, że chcę dotrzeć także na Zatybrze. O tej dzielnicy pisano w samych superlatywach: klimatyczna, artystyczna, autentyczna, niezawłaszczona przez turystów. Podobno to właśnie tutaj bije prawdziwe serce Wiecznego Miasta. Pisano również, że mapy i przewodniki należy wrzucić do Tybru i po prostu zagubić się w labiryncie starych, wąskich uliczek. Bardzo mi to pasowało, bo mając już dość sprecyzowaną agendę zwiedzania na kolejne dni, chętnie spędziłam wieczór po przylocie całkiem swobodnie i bez planu.

    Read More
  • Jesienna Warszawa

    Byłam niedawno z kilkudniową wizytą w Warszawie. Zostało mi jeszcze trochę urlopu do wykorzystania, ale nie miałam już ochoty na dalekie i wymagające wyjazdy. Podróż do Warszawy była łatwa – wystarczyło wsiąść do pociągu w Poznaniu – a poza tym każdy z uczestników tej wycieczki miał coś do zobaczenia i załatwienia w stolicy. Mnie ściągnęło tutaj przede wszystkim Muzeum Narodowe i jego odświeżona Galeria Sztuki Starożytnej. Ale nie zamierzałam spędzić tych kilku dni wyłącznie ambitnie – miałam też nadzieję na kawę w kultowej „Charlotte” i zakupy w pierwszym w Polsce Uniqlo.

    Read More
  • Montalcino i Opactwo Sant’Antimo – kraina Brunello

    Aż nie mogę uwierzyć, kiedy to zleciało, ale dziś jest ostatni dzień naszego pobytu w Toskanii. Nadwątlony w związku ze zbliżającym się wyjazdem humor poprawiło mi połączone z degustacją oprowadzanie po piwniczce na wino, zwanej tutaj „cantina”, na które zabrała nas Giovanna po tym, jak wróciliśmy ze Sieny wczoraj wieczorem. Nasza gospodyni pokazała nam beczki, w których dojrzewa cenny trunek, opowiedziała też o jego produkcji. W winnicy należącej do Agriturismo Bagnaia cały ten proces – od zbiorów po zabutelkowanie – odbywa się na miejscu. Tutejsze wina cieszą się doskonałą opinią i zapewniły winnicy zaszczytne miejsce na szlaku winiarskim Strada del Vino Orcia.

    Read More
  • Montepulciano, Monticchiello i Villa La Foce – zygzakiem po Toskanii

    Po raz pierwszy podczas tych wakacji mam konkretną godzinę, o której mam się stawić w określonym miejscu (o czym za chwilę). Bardzo kłóci mi się to z ideą życia bez zegarka, zgodnie z którą upływa mój urlop w Toskanii. Nieśpieszne śniadania, czas na spokojne ogarnięcie się, potem jeszcze fotograficzny spacer polnym traktem wśród cyprysów – tak wygląda mój typowy poranek w krainie Etrusków (oczywiście poranek jest u mnie pojęciem dalece subiektywnym, inni tę porę dnia nazwaliby raczej przedpołudniem). Aż tu nagle muszę sprawnie zjeść moje colazione i bez zbędnej zwłoki wyruszyć w drogę, w przeciwnym razie nie uda mi się dotrzeć na miejsce punktualnie, zakładając, że chcę jeszcze wstąpić wcześniej do Montepulciano.

    Read More
  • Pienza i okolice – to jest właśnie Toskania!

    Na sukces filmu składa się wiele czynników, a jednym z nich są lokalizacje. To właśnie one stanowią oprawę scen i mogą przesądzić o ich klimacie i odbiorze przez widza. Ciekawe, jak przebiega wynajdywanie takich lokalizacji filmowych. Czy są ludzie, którzy się tym profesjonalnie zajmują? Czy reżyser przedstawia im swoją wizję, a oni starają się znaleźć miejsca, które jak najlepiej jej odpowiadają? Czy korzystają z jakichś baz miejscówek, przetrząsają internet, a może mają po prostu tak rozległą wiedzę? Mogłaby to być całkiem fajna praca. Na razie musi mi jednak wystarczyć główna rola w moim własnym filmie o Toskanii. W końcu podróż to taki film, do którego sami piszemy scenariusz, sami go reżyserujemy i sami odgrywamy w nim główne role. Niektórzy zwabiają potem znajomych na uroczystą premierę pod pretekstem degustacji przywiezionych z wycieczki produktów. Oby były warte tych dwóch godzin oglądania zdjęć!

    Read More
  • Agriturismo Bagnaia – pierwszy dzień w Toskanii

    Jeśli nie przepadacie za śniadaniami na słodko, poranki we włoskich hotelach mogą być dla was ciężką próbą. W hoteliku w Mantui, skąd za chwilę mieliśmy wyruszyć w dalszą drogę do Toskanii, śniadanie było absurdalnie słodkie. Opierało się bowiem na założeniu, że każdy człowiek chce rozpocząć dzień od deseru w postaci babek, placków, brioszek z budyniem i soczystych plastrów melona. Manuel, nazywany przez nas tak na cześć Manuela z „Hotelu Zacisze”, prawdopodobnie jedyny pracownik tego obiektu, zadbał o to, by każdy gość otrzymał solidną porcję mocnej, włoskiej kawy, wypełniającej swoim zapachem całą stołówkę. Zastrzyk energii w postaci kofeiny i węglowodanów postawiłby na nogi nawet najbardziej wycieńczonych wędrowców.

    Read More
  • 5 rzeczy, które należy zjeść (lub wypić) w Bretanii

    Francuska kuchnia nie jest może w Polsce tak popularna jak włoska, ale ma swoich wiernych fanów. Potrawy z kraju nad Sekwaną uchodzą za dość wyrafinowane i może rzeczywiście takie są w ofercie eleganckich paryskich restauracji. Natomiast kuchnia Bretanii jest bardzo prosta. Gospodarka tego regionu Francji opiera się głównie na rolnictwie i rybołówstwie. Na stołach Bretończyków lądują więc produkty pochodzące z pola i morza. Historycznie, kobiety w Bretanii nie mogły zajmować się tylko kuchnią. Kiedy ich mężowie wypływali w morze, one z powodzeniem zarządzały rodzinnym interesem. Przygotowywały więc szybkie i nieskomplikowane potrawy i te tradycje kulinarne przetrwały do czasów, w których morze nie jest wyłącznie domeną mężczyzn, a kuchnia wyłącznie domeną kobiet. Cały sekret tkwi w produktach, a te muszą być najwyższej jakości. Bretończycy robią zakupy przede wszystkim na targu, który odbywa się w większości miasteczek w określony dzień tygodnia. Więcej na ten temat przeczytacie w tym wpisie o targu w Matignon. Drugim najlepszym dniem na zakupy w Bretanii jest… niedziela. Inaczej niż w Polsce, tam w niedzielę handel wręcz kwitnie. Sklepy mają oferty specjalne albo wystawiają dodatkowe stoiska, by obsłużyć jak największą liczbę klientów. Miasteczka są wtedy pełne życia. Z kolei dniem, w który część sklepów pozostaje zamknięta, jest poniedziałek. Przedstawiam Wam wybór pięciu produktów lub potraw, które są najbardziej charakterystyczne dla Bretanii albo są tutaj wyjątkowo smaczne i stanowią niejako pozycje obowiązkowe dla każdego, kto chce zwiedzać ten region także kulinarnie.

    Read More
  • Cancale – królestwo ostryg

    Jeśli chodzi o jedzenie, to uwielbiam próbować nowych rzeczy. Niektórych z nich zostaję potem amatorką, a niektóre… cóż, przynajmniej wiem, jak smakują. Będąc w Bretanii, bardzo chciałam zobaczyć Cancale, które uważane jest za jedno z najsłynniejszych i najbardziej renomowanych miejsc hodowli ostryg na świecie. Byłaby to dla mnie świetna okazja, by zjeść moją pierwszą ostrygę w życiu, ale miałam poważne wątpliwości, czy powinnam to zrobić. Po pierwsze, z dokonanego przeze mnie researchu wynikało, że jedzenie ostryg może być groźne dla zdrowia! Lista dolegliwości, które potencjalnie mi groziły, zaczynała się od zatrucia pokarmowego, a kończyła na posocznicy… Nie byłam też pewna, czy starczy mi odwagi, by połknąć bez gryzienia wciąż jeszcze żywą ostrygę, bo taki jest właśnie najbardziej klasyczny sposób spożywania tego przysmaku. Im więcej o tym czytałam i im więcej się nad tym zastanawiałam, tym moje obawy były większe. W wieczór poprzedzający wycieczkę do Cancale zarzekałam się już, że za nic na świecie nie zjem ostryg. Ale gdy już tam dotarłam, udzieliła mi się chyba atmosfera tego miejsca, a także odezwała się ta strona mojej osobowości, która sprawia, że lubię uchodzić za nieustraszoną i moje nastawienie zmieniło się na: „Co, ja nie zjem ostryg? Potrzymaj mi piwo.”

    Read More
  • Mont-Saint-Michel – wyspa cudów

    Nigdy nie zapomnę mojego pierwszego spojrzenia na Mont-Saint-Michel. Podróżowałam przez Normandię w stronę Bretanii i wciąż byłam pod wrażeniem przejazdu przez most Pont de Normandie – cienką wstążkę szosy, przerzuconą łukiem na przerażającej wręcz wysokości przez ujście Sekwany. Powoli zapadał wieczór, a kilometry dzielące nas od celu podróży – małej bretońskiej wsi – zdawały się coraz szybciej znikać z ekranu nawigacji. Wtem zobaczyłam dobrze znany kształt Mont-Saint-Michel w oddali – wzgórze o zarysie piramidy z charakterystyczną iglicą na czubku, wyrastające z płaskiego jak tafla szkła dna zatoki na kanale La Manche. W ciepłym świetle zachodzącego słońca lśniło jak samorodek złota. Widok był niesamowity, tym bardziej, że zupełnie nie spodziewałam się zobaczyć Mont-Saint-Michel z okien samochodu. La Merveille – cud – tak Francuzi nazywają opactwo na Górze Św. Michała. W oczach ludzi z przeszłości ta niezwykła budowla na samotnej skale musiała faktycznie uchodzić za cud, ale i współczesnych wprawia w nie mniejszy zachwyt.

    Read More