Och, jakże mylą się ci, którzy twierdzą, że nie ma jednego przepisu na szczęście. Szczęście to spędzić kilkanaście minut na mrozie, przy przenikliwym wietrze i wrócić potem do ciepłego domu. Na tym właśnie polega cały urok zimy: na manicheistycznym współistnieniu zimna i przytulności. Zimą wszystkie te instagramowalne przyjemności, jak książka, kocyk, ogień w kominku, kakao z piankami w kubku z napisem „Baby it’s cold outside”, wreszcie znajdują swoje uzasadnienie.
Bardzo lubię potęgować sobie to wrażenie zimna na zewnątrz, gdy siedzę bezpiecznie w ogrzewanym mieszkaniu. Niedawno zrobiłam listę książek, które chciałabym mieć na swojej półce i większość z nich traktuje o himalajach i terenach okołobiegunowych. Oczywiście moje zainteresowanie tym tematem jest czysto teoretyczne, bo należę do ludzi, którzy dostają odmrożeń już przy kilku stopniach poniżej zera. Książki o zimnie będą musiały jednak poczekać, bo rozpoczęłam ambitny projekt przeczytania „Ksiąg Jakubowych”. A po „Księgach” zamierzam zabrać się za „Na krańce świata” Normana Daviesa. Biorąc pod uwagę objętość tych dzieł, jest to zadanie na co najmniej kilka tygodni.
Równie chętnie oglądam filmy o zimnie. Moim ulubionym od kilku lat niezmiennie pozostaje „Everest”, o którym już raz pisałam tutaj. Niestety wytwórnie filmowe nie nadążają za moim zapotrzebowaniem, zresztą nie samymi filmami o zimnie człowiek żyje. I tak jest ich zdecydowanie więcej niż filmów o archeologii. Jeśli się nad tym zastanowić, to dopiero w zeszłym tygodniu pierwszy raz widziałam film fabularny na ten temat, który nie byłby „Indianą Jonesem” albo jego kolejną kopią.
Mowa o dostępnych na Netflixie „Wykopaliskach” (ang. „The Dig”). Historia przedstawiona w filmie ma swoje źródło w prawdziwych wydarzeniach, choć sporo w niej zmieniono i sporo do niej dodano. W skrócie: bogata angielska wdowa i archeolog – amator łączą siły i dokonują jednego z najważniejszych odkryć archeologicznych na Wyspach Brytyjskich. To nie jest film, do którego nie mam żadnych zastrzeżeń (recenzję „Wykopalisk” napisał niezawodny Zwierz Popkulturalny i ja się z nią zasadniczo zgadzam), ale oglądało mi się go całkiem przyjemnie. Poza tym, w jakimś stopniu mogłam identyfikować się z każdym z głównych bohaterów. Archeolog – amator? Jasne. Entuzjasta kosmosu i astronomii? Oczywiście. Fotograf? Jak najbardziej. Postać zmagająca się z lękiem przed śmiercią i przemijaniem? Odhaczone. Dziewczyna w okularach ze słabością do blond Brytyjczyków? To wręcz całkiem dokładna definicja mojej skromnej osoby. A jeśli po „Wykopaliskach” wkręcicie się w archeologię, to bardzo polecam dokument o autentycznych egipskich wykopaliskach „Tajemnice grobowca w Sakkarze”, również dostępny na Netflixie.
Zresztą, teraz nie musimy wcale ograniczać się do filmów, bo muzea znów są otwarte! W tym Muzeum Archeologiczne w Poznaniu – to tak, żeby pozostać w temacie ;) – które do 14 lutego 2021 można zwiedzać za darmo. Sama planuję się tam wybrać, więc wkrótce możecie się spodziewać pełnej relacji.
No cóż, piękną mamy zimę tego roku. I choć trzeba korzystać z niej ostrożnie i rozsądnie, to spacery w śnieżnej scenerii albo widok wirującego śniegu za oknem są sporym pocieszeniem w smutnej covidowej rzeczywistości.