Wizyta w muzeum czekolady

Listopad to nienajlepsza pora na podróżowanie, chyba że planujesz lot w egzotyczne strony globu. Trudno więc znaleźć pomysł na wpis, który pasowałby do tej pory roku. Oczywiście do głowy aż cisną mi się wizje wpisów o tematyce bożonarodzeniowej (planuję chociażby zrobić cykl o świątecznych jarmarkach), jednak postanowiłam nie wychodzić przed szereg i nie upodabniać mojego bloga do centrów handlowych, które już odtrąbiły nadejście Gwiazdki. Na szczęście jest jeden temat, który pasuje na każdą okoliczność, a już na przygnębiające listopadowe wieczory nadaje się doskonale: zapraszam na wizytę w muzeum czekolady!

Ostatnio natknęłam się na stwierdzenie, że skoro czekoladę robi się z drzewa kakaowca, a drzewo jest rośliną, to czekolada jest sałatką. Dla mnie lepszym usprawiedliwieniem dla objadania się czekoladą jest jednak to, że czekolada jest jednym z najważniejszych (o ile nie najważniejszym) przysmakiem w naszej kulturze i stoją za nią wieki niesamowicie ciekawej historii.

Muzeum czekolady

W poprzednim wpisie była mowa o Place Sablon w Brukseli i panującej na nim paryskiej atmosferze. Wspomniałam w nim także o luksusowej Chocolaterie Pierre Marcolini, w której można kupić podobno najlepsze pralinki świata. I nic dziwnego, bowiem Bruksela pralinkami stoi i posiada niezwykle bogatą tradycję ich wyrabiania (to tutaj została stworzona pierwsza pralinka na świecie), a sami Belgowie szczególnie upodobali sobie spożywanie czekolady w jej najbardziej luksusowej formie.

Wszystkim, którzy chcieliby dowiedzieć się czegoś więcej o historii i produkcji czekolady, polecam zwiedzanie brukselskiego muzeum czekolady Musée du Cacao et du Chocolat. Trafiłam tam dzięki mojej niemieckiej przyjaciółce, która przez pewien czas mieszkała w Brukseli i zrobiła dla mnie listę miejsc, które warto zobaczyć. Muzeum czekolady mieści się w kamienicy na jednej z ulic w pobliżu słynnego brukselskiego rynku. Podczas zwiedzania można dowiedzieć się, jak to się stało, że czekolada trafiła z Ameryki Południowej na stoły Europejczyków i w jaki sposób z nasion dziwacznego owocu kakaowca (na zdjęciu poniżej) da się wyprodukować cudo w postaci pralinki lub tabliczki czekolady.

DSC03652

Specjalną atrakcją muzeum czekolady jest prezentacja procesu wytwarzania czekoladowych wyrobów na żywo przez prawdziwego maître chocolatier.

DSC03642

Kilka ciekawostek o czekoladzie, którymi można błysnąć w towarzystwie ;)

Postanowiłam, że nie będę dokładnie opisywać historii czekolady i procesu jej produkcji (zainteresowanych odsyłam na stronę internetową muzeum i do Wikipedii). Poniżej przedstawiam jednak kilka ciekawostek, które powinny się Wam spodobać:

  • Ilość czekolady spożywanej przez mieszkańców poszczególnych krajów „na głowę” jest wprost proporcjonalna do poziomu życia i zamożności tego kraju.
DSC03645

  • Nasiona kakaowca były wykorzystywane przez Majów do produkcji napoju rytualnego, znanego jako xocoatl, czyli „gorzka woda”. Jak widzicie, nazwa ta przypomina obecnie używaną w różnych językach na określenie czekolady.
  • Wraz z odkryciem Ameryki Krzysztof Kolumb odkrył także nasiona kakaowca i przywiózł je do Europy, podobno nie uznał ich jednak za obiekt warty większego zainteresowania. Lepszym instynktem w przewidywaniu światowych trendów miał się wykazać Hernán Cortés i to za jego sprawą nasiona kakaowca oraz przyrządzany z nich napój zdobyły rozgłos i popularność w Europie.
DSC03644

  • Europejczycy opracowali własne rytuały związane z piciem czekolady, przede wszystkim szczególny sposób przygotowywania i podgrzewania oraz zwyczaj serwowania i picia czekolady w przeznaczonych tylko do tego celu naczyniach.
DSC03649

W niektórych bogatych domach albo na dworach władców i arystokratów zatrudniano służące specjalnie wykwalifikowane w serwowaniu czekolady. Jeden z moich ulubionych obrazów przedstawia właśnie taką „dziewczynę od czekolady”.

Schockoladenmaedchen

  • Przez większość swojej historii czekolada była znana tylko jako napój – w postaci płynnej. Dopiero w XIX wieku udało się opracować sposób wytwarzania czekolady w stałym stanie skupienia, co pozwoliło na produkcję chociażby wszechobecnych dziś tabliczek czekolady. Według mnie był to prawdziwy przełom w dziejach ludzkości. Z kolei momentem, który znacząco wpłynął na jakość mojego życia było wynalezienie czekolady mlecznej. Dokonali tego w 1875 roku dwaj Szwajcarzy Daniel Peter (prywatnie zięć wielkiego pioniera przemysłowej produkcji czekolady François-Louis Caillera) i Henri Nestlé (na pewno kojarzycie to nazwisko).
  • Pierwszą pralinkę stworzył Jean Neuhaus w Brukseli w 1912 roku. Kilka lat później jego żona, Louise Agostini wpadła na pomysł eleganckiego pudełka z czekoladkami ballotin i tak oto wynalazła bombonierkę. Wytwórnia czekolady Neuhaus wciąż istnieje i produkuje wyśmienite pralinki – według mnie nr 1 spośród wszystkich, które próbowałam.
    Flagowy sklep Neuhaus nadal mieści się w prestiżowym pasażu handlowym Galerie de la Reine – w tym samym miejscu w którym Jean Neuhaus (dziadek wynalazcy pralinki) otworzył go jako… aptekę. Neuhaus pokrywał wytwarzane przez siebie leki warstwą czekolady, by uczynić je bardziej zjadliwymi. Zainspirowany pomysłem dziadka, Jean Neuhaus „junior” wpadł na jeszcze lepszy pomysł, by lek ukryty w czekoladowej skorupce zastąpić smaczniejszym nadzieniem. W ten oto genialny sposób powstała pierwsza pralinka.
DSC03861

Moja czekoladowa historia

Z czekoladą wiąże się nie tylko ta oficjalna, ale i wiele prywatnych historii. Będąc w Brukseli zostałam wysłana do supermarketu po ulubioną czekoladę mojego szefa. Niestety, początkowo nie mogłam znaleźć tabliczki konkretnej marki, która w dodatku miałaby odpowiednio wysoką procentową zawartość kakao. W pobliżu nie było też żadnego pracownika sklepu, który mógłby mi pomóc. Podeszłam więc do kasy, by zapytać kasjerki. Zgodnie z moją zasadą, że będąc w danym kraju staram się mówić w panującym tam języku, usiłowałam po francusku poprosić ją o pomoc w znalezieniu tego konkretnego typu czekolady (przy czym słowo „usiłowałam” jest tutaj jak najbardziej na miejscu). Kasjerka najwyraźniej jednak nie potrafiła mnie zrozumieć. W ostateczności mogłam się poddać i przejść na angielski, stała się jednak fantastyczna rzecz. Stojący w kolejce do kasy mężczyzna jakimś cudem mnie zrozumiał, wyjaśnił swojej żonie, o co mi chodzi i oboje ruszyli w głąb sklepu, a za nimi poszli kolejni ludzie z kolejki. Nikt nie miał do mnie pretensji, że przeszkodziłam w kasowaniu towarów i że zabieram ich cenny czas, wszyscy bez wyjątku chcieli mi pomóc, nawet w tak błahej sprawie jak zakup tabliczki czekolady. W ten sposób wróciłam do pracy z zapasem znalezionej dzięki pomocy życzliwych brukselczyków czekolady, zdobyłam uznanie szefa, miałam satysfakcję, że udało mi się dogadać po francusku, a przede wszystkim przekonałam się, że warto wierzyć w ludzi. To tak na koniec, ku pokrzepieniu serc! ;)

A czy Wy macie jakieś pozytywne historie związane z czekoladą? Bardzo chętnie je przeczytam! Zapraszam do komentowania!

Zapisz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.