Warmia i Mazury – pamiętnik z wakacji

11.06.2020

Aż trudno uwierzyć, że już prawie połowa roku, a ja jestem dopiero na moim pierwszym wyjeździe turystycznym. No ale panuje pandemia. Czy raczej panowała pandemia, bo zachowanie ludzi – gromadzących się na procesjach Bożego Ciała lub pod budkami z lodami nad Jeziorem Drwęckim – nie wskazuje na jakiekolwiek stan zagrożenia.

Jestem w Ostródzie. A mój wyjazd ma wymiar bardzo religijny. Najpierw, przejeżdżając przez Strzelno, trafiliśmy na procesję, która zablokowała główną drogę przelotową przez miasto. Utworzył się gigantyczny korek, który można było rozładować za pomocą prostego objazdu. Niestety policjant, który mógłby pokierować samochody, stał w zupełnie innym miejscu. Następnie okazało się, że mój pensjonat stoi się na terenie… klasztoru franciszkanów. Na końcu korytarza znajduje się kaplica, a po drugiej stronie ulicy mieszkają siostry terezjanki. Do domu wrócę jako katoliczka roku.

Ostróda bardzo mi się podoba, bo panuje tu prawdziwy (wschodnio-) pruski porządek. Widziałam zamek krzyżacki i przespacerowałam się promenadą nad jeziorem. No i byłam w restauracji, po raz pierwszy od… Właśnie – od kiedy? Wychodzi na to, że od trzech miesięcy. To bardzo długo, jak na taką bywalczynię, jak ja. Fotograficznie – póki co odnoszę porażki. Zamek krzyżacki jest trudnym tematem do zdjęć, a nad jeziorem było bardzo ostre słońce. Jutro powinno być lepiej. O ile nie dopadnie mnie koronawirus, a to wciąż jest bardzo prawdopodobne.

Łabędzie Ostróda

12.06.2020

Byłam na miejscu bitwy pod Grunwaldem. Tutaj Polacy odnieśli sukces i odnoszą go nadal, po polskie champ de bataille w niczym nie ustępuje Waterloo. Pomniki czy kamienie, upamiętniające zwycięstwa, przysięgi i inne wzniosłe czyny, to jedno, ale to, co się naprawdę liczy, to zachowanie oryginalnego krajobrazu, dzięki któremu można sobie wyobrazić, jak to było w tamtych czasach. Pole bitwy pod Grunwaldem to ogromne połacie łąk, poprzetykanych drzewami i zagajnikami. Pod trzema brzozami, ukryty w wysokich trawach, leży głaz, oznaczający miejsce śmierci Ulricha von Jungingena. I tam dopadła mnie klątwa von Jungingena, czyli alergia, która niekiedy aktywuje mi się, gdy przebywam wśród traw i zbóż.

Potem zwiedzałam skansen w Olsztynku, który jest tak fantastyczny, że postanowiłam się poświęcić i biegałam jak oszalała w trzydziestostopniowym upale, żeby tylko zdążyć zobaczyć wszystkie atrakcje. A dlaczego tak spieszyłam się i gnałam? Bo zamek w Olsztynie był otwarty tylko do 17.00, a my bardzo chcieliśmy jeszcze zobaczyć autentyczne tablice astronomiczne Mikołaja Kopernika, wyrysowane na ścianie zamkowej galerii.

W drodze powrotnej do Ostródy zahaczyliśmy jeszcze o Gietrzwałd – miejscowość znaną z objawień maryjnych. Mówiłam, że wrócę jako katoliczka roku? Gietrzwałd słynie także z Karczmy Warmińskiej, w której posililiśmy się po intensywnym dniu daniami kuchni regionalnej. Mi przypadła w udziale kaczka z szarymi kluskami i kapustą.

Pole bitwy pod Grunwaldem

13.06.2020

Jeden z moich wujków szczególnie upodobał sobie Iławę. Określił nawet tamtejszy dworzec jako „najpiękniejszy dworzec świata”. Dworzec widziałam już kiedyś z okien pociągu, kiedy jechałam służbowo do Kętrzyna. Teraz miałam okazję zobaczyć go także od środka. Przyznaję – jest piękny i unikatowy. Resztę przedpołudnia spędziliśmy nad iławską częścią Jeziora Jeziorak. Nie załapaliśmy się na rejsik, więc zaoszczędzone w ten sposób pieniądze wydaliśmy na racuszki z jabłkami w Tawernie Kaper.

Następnie miało miejsce zwiedzanie atrakcji wybranej przeze mnie i dla mnie. Oczywiście były to ruiny. I to nie byle jakie ruiny! Chodzi o Zamek Kapituły Pomezańskiej w Szymbarku. Ruiny w Szymbarku są stuprocentowo mrocznie romantyczne. Położone na obrzeżach oddalonej od cywilizacji wsi, nad jeziorem, pośród pamiętających czasy świetności zamku drzew. Podobno gdzieś w pobliżu znajdują się groby dawnych właścicieli zamku, ale zrezygnowałam z ich poszukiwania, bo zobaczyłam w trawie kleszcza i spanikowałam.

Wystraszona, uciekłam nad Kanał Elbląski. Oczywiście, nawigacja poprowadziła nas takimi drogami, że zaczęliśmy wątpić, czy kiedykolwiek wrócimy do cywilizacji. Tymczasem wskaźnik poziomu paliwa w samochodzie niebezpiecznie zbliżał się do ostatniej kreski. Udało nam się jednak dotrzeć do miejscowości Miłomłyn, której największą atrakcją jest śluza na kanale. Ostatni wieczór w Ostródzie spędziłam nad jeziorem, w czeskiej Hospodzie u Jezera. Po wczorajszym upale, nastąpiło nagłe ochłodzenie i bulwar nad jeziorem momentalnie opustoszał.

Ruiny zamku w Szymbarku

14.06.2020

Wracam do domu. Ponieważ jednak podróżuję samochodem, udało mi się namówić resztę wycieczki na mały przystanek w Grudziądzu. Grudziądz jest miastem w równym stopniu interesującym, co nierozreklamowanym. Moim zdaniem, atrakcyjnością dorównuje na przykład Toruniowi, a o wiele mniej o nim słychać. Największe hity to zespół średniowiecznych spichlerzy i widok na Wisłę ze wzgórza, na którym stał dawny krzyżacki zamek. Pod koniec zwiedzania, zakotwiczyliśmy w kawiarence Fado na ulicy Mikołaja Reja, która wygląda jak żywcem wyjęta z jakiejś śródziemnomorskiej krainy.

Jak dotąd wydawało mi się, że dobrze przystosowałam się do pandemicznych okoliczności, a turystyczny lockdown nie był dla mnie uciążliwy. Dopiero, kiedy wróciłam do zwiedzania, uświadomiłam sobie, jak bardzo mi tego brakowało i jak bardzo ten powrót był mi potrzebny.

Grudziądz

2 thoughts on “Warmia i Mazury – pamiętnik z wakacji

  • Reply Zosia 27 sierpnia 2020 at 6:41 pm

    Baaaardzo podoba mi się ta forma zapisków! Podziwiam, że masz siły i chęci by w drodze na bieżąco notować. O takiej samodyscyplinie mogę tylko marzyć. A może wcale nie? ;-)

    • Reply Hrabina Weltmeister 2 września 2020 at 12:03 am

      Bardzo dziękuję za miłe słowa! Rzeczywiście wymaga to sporo determinacji, ale jak najbardziej jest do ogarnięcia :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.