Sylwester nie jest dla mnie synonimem szampańskiej zabawy. Z małymi wyjątkami, tradycyjnie spędzam go raczej w wersji hygge niż w wersji glam. Moją wymarzoną sylwestrową noc świętowałabym w drewnianej, górskiej chacie, ubrana w norweski sweter, a nie na wytwornej sali balowej, w wieczorowej sukni. Nie jestem przeciwniczką takich przyjęć, po prostu wolę zostawić je sobie na inną okazję. Dzisiaj też zostaję w domu, zwłaszcza że jestem akurat świeżo po trzeciej dawce szczepionki na koronawirusa. Wbrew temu, co zdają się twierdzić organizatorzy pewnego publicznego sylwestra, wirus nie odpuści na jedną noc. A przecież wszyscy chcemy wejść w Nowy Rok zdrowi. Uważam, że każdy powinien choć raz przeżyć imprezę, której nie będzie pamiętał nazajutrz, ale będzie wspomniał po latach, ale lepiej odłożyć ją na po pandemii.
Pandemia wreszcie kiedyś wygaśnie, ale trochę żałuję, że nie stanie się to z dnia na dzień, dając ludziom okazję do świętowania, jak w tej słynnej, średniowiecznej legendzie sylwestrowej. Dawno temu wierzono, że w podziemiach Lateranu w Rzymie żyje uwięziony starotestamentowy potwór morski, Lewiatan. Zgodnie ze złowieszczymi przepowiedniami, na przełomie X i XI wieku, za czasów papieża Sylwestra II, Lewiatan miał wydostać się na wolność i zniszczyć niebo i ziemię. Ostatniego dnia roku przerażeni ludzie schowali się w domach, spodziewając się niechybnego nadejścia katastrofy. Ta rzecz jasna nie nastąpiła. Wówczas uradowani ludzie wybiegli na ulice, bawiąc się i świętując przez całą noc. Podobno tak narodziła się tradycja obchodzenia sylwestra. Jak widać, każda epoka ma swojego Lewiatana. Ten nasz jest co prawda o wiele mniejszy niż biblijne monstrum, ale za to całkowicie realny.
Na szczęście mamy narzędzia, żeby się przed nim bronić. Niekiedy mi się za to obrywa, ale jestem wielką entuzjastką szczepionki na Covid. Jeszcze rok temu nie spodziewałam się, że uda mi się przyjąć choć jedną dawkę do końca 2021. Tymczasem jestem już zaszczepiona trzykrotnie. Każdą wizytę w punkcie szczepień traktowałam jak małe święto. Nie powiem, że dzięki temu patrzę w przyszłość z optymizmem – to zupełnie nie w moim stylu – ale z pewnością czuję się bezpieczniej. Tego właśnie życzę Wam i sobie w Nowym Roku: poczucia bezpieczeństwa pod każdym względem, bo tego chyba najbardziej wszystkim nam brakuje w tej dziwnej rzeczywistości. Oby 2022 przyniósł nam wszystkim zmianę na lepsze! A jeśli będziecie się nudzić w oczekiwaniu na wybicie północy, zapraszam Was do obejrzenia zdjęć z kilku ostatnich dni. Pogoda niestety trochę się zepsuła, ale udało mi się jeszcze zdążyć sfotografować okolicę w śnieżnej scenerii.