W kwestii Valletty wylano już sporo atramentu. A ja nie znam tego miasta aż tak dobrze, żeby zaserwować wam coś oryginalnego, czego nie znajdziecie w przewodnikach lub u innych blogerów. Postanowiłam więc podejść do tego tekstu bardzo subiektywnie i po prostu przekazać wam to, co widziałam i czego się dowiedziałam podczas wizyty w stolicy Malty. Wszystkich, którzy mieli nadzieję, że przy okazji wpisu o Valletcie nie będzie wykładu z histy, z góry przepraszam: to nie jest to miejsce w internetach. Historia Valletty nierozerwalnie wiąże się z dziejami Zakonu Maltańskiego. A więc było tak: dawno, dawno temu…
Początki Zakonu Maltańskiego
Ktoś wymyśla krucjaty i zaczyna się boom turystyczny na Bliski Wschód. Do Ziemi Świętej ciągną pielgrzymi, aby odpokutować za grzechy, wyzwolić Jerozolimę z rąk niewiernych lub znaleźć zajęcie, bo mieli pecha urodzić się jako drudzy i kolejni synowie i nie odziedziczyli majątku po ojcu. Po drodze czeka ich wiele przygód i niebezpieczeństw. Dla ochrony pielgrzymów powstają zakony rycerskie, w tym joannici. Spoiler alert: joannici = Zakon Maltański, ale o tym za chwilę. Joannici strzegą szlaków, prowadzących do Ziemi Świętej, świadczą pewne usługi bankowe (wystawiają pielgrzymom weksle), niosą pomoc medyczną i zakładają szpitale. Zakon coraz bardziej umacnia swoją pozycję. O jego znaczeniu świadczy fakt, że zostaje mu powierzony obowiązek utrzymania bezpieczeństwa w Królestwie Jerozolimskim – państwie powstałym w wyniku sukcesów pierwszej fali krucjat.
Przybycie joannitów na Maltę
Ostatecznie Jerozolima upada i epoka krucjat dobiega końca. Joannici szukają dla siebie nowego miejsca i w końcu osiadają na Rodos. A że to zaradne chłopaki, wkrótce fortuna się do nich uśmiecha i znów zaczyna im się dobrze powodzić. To z kolei irytuje Turków, którzy dostrzegają w joannitach konkurencję i zagrożenie dla własnej potęgi. Dochodzi do starć, po których joannici muszą opuścić wyspę. Przy obronie Rodos wykazują się jednak niebywałym męstwem i zdobywają szacunek zwycięskich Osmanów. Dla rycerzy ponownie zaczyna się okres tułaczki po Europie. Wędrówka kończy się, gdy cesarz Karol V w 1530 r. oddaje im we władanie Maltę. Pełna nazwa joannitów odzwierciedla ich historię i brzmi: Suwerenny Rycerski Zakon Szpitalników Świętego Jana, z Jerozolimy, z Rodos i z Malty. Powszechnie używa się jednak skróconej nazwy: Zakon Maltański.
Założenie Valletty
Przedsiębiorczy joannici szybko stają na nogi i dobrze wykorzystują fakt, że w ich posiadaniu znajduje się wyspa o strategicznym położeniu w basenie Morza Śródziemnego. Ponownie wyrastają na konkurencję dla Turków i po raz kolejny zostają zaatakowani przez Imperium Osmańskie. Historia z Rodos powtarza się jednak tylko połowicznie, bo tym razem joannitom udaje się odeprzeć atak wojsk sułtana Sulejmana Wspaniałego. Wielki mistrz Zakonu, Jean de la Valette, dochodzi jednak do wniosku, że dotychczasowa siedziba Zakonu – Birgu – nie jest wystarczająca z punktu widzenia obronności i podejmuje decyzję o budowie nowego miasta-fortecy po drugiej stronie zatoki. Nowe miasto zostaje wybudowane w ciągu zaledwie kilkunastu lat w stylu barokowym. Na cześć swojego założyciela otrzymuje nazwę Valletta. Swoją drogą, zauważyliście, że Valletta pisze się przez dwa „l”, a de la Valette przez jedno? I gdzie tu logika? Nie daje mi to spokoju. Birgu również otrzymuje nową nazwę: Vittoriosa – „zwycięskie miasto” na pamiątkę pokonania Osmanów. Jeśli myślicie, że jest to nieprzydatna informacja, to spróbujcie dojechać autobusem do Vittoriosy, gdy na rozkładach jazdy figuruje tylko Birgu, a wy nie wiecie, że to jedno i to samo miasto.
Zakon Maltański współcześnie
Pod władzą Zakonu Maltańskiego Malta pozostaje aż do czasów napoleońskich. W Valletcie znajdziemy mnóstwo zabytków związanych z Zakonem, m.in. Konkatedrę Św. Jana, Pałac Wielkiego Mistrza, Fort Św. Elma i tzw. auberges (zajazdy), w których rezydowali rycerze, podzieleni na tzw. languy według kryterium narodowości. W Zajeździe Kastylijskim mieści się dziś siedziba premiera Malty. Obecnie Zakon Maltański ma swoją główną siedzibę w Rzymie. Co ciekawe, jest uznawany za podmiot prawa międzynarodowego, a to oznacza, że może na przykład być stroną umów międzynarodowych. Ma też status obserwatora przy ONZ. Współcześnie Zakon trudni się przede wszystkim działalnością charytatywną i na rzecz pokoju. Jeśli ktoś chciałby zostać przyjęty w szeregi Zakonu Maltańskiego, to jest to możliwe, nie trzeba nawet ślubować czystości czy być mężczyzną (opcja „dama Zakonu Maltańskiego dostępna”), ale nie jest to takie łatwe. Trzeba między innymi być praktykującym katolikiem. Nie wiem, jak u was, ale u mnie jest z tym ostatnio trochę na bakier.
Konkatedra Św. Jana w Valletcie
No ale wracając do zwiedzanka. Perłą w koronie maltańskich zabytków związanych z Zakonem jest Konkatedra Św. Jana. Co w niej takiego wyjątkowego? Mówiąc krótko: pozłacana ornamentyka, płyty grobowe rycerzy maltańskich, Caravaggio. Pierwsze dwie z tych rzeczy niech zaprezentują zdjęcia, przy trzeciej trzeba się na chwilę zatrzymać. Caravaggio to taki pan, którego nazwiskiem nazwano lotnisko w Bergamo (kto lata Ryanairem do Mediolanu, ten wie). A nazwano je tak, bo Caravaggio był jednym z najlepszych malarzy włoskiego baroku, twórcą nowożytnego malarstwa, prekursorem światłocienia i naturalizmu, kontestatorem sacrum (do obrazów świętych pozowały mu rzymskie kurtyzany), człowiekiem zdecydowanie wyprzedzającym swoją epokę, a przy tym awanturnikiem.
Caravaggio na Malcie
To właśnie jego awanturnicza natura sprawiła, że w Konkatedrze Św. Jana w Valletcie możemy oglądać jedno z najwybitniejszych dzieł Caravaggia Ścięcie Św. Jana Chrziciela. Ze względu na swój talent i nowatorskie podejście do sztuki, Caravaggio cieszył się protekcją możnych włoskich rodów, więc przymykano oko na przewinienia artysty, mimo że jego kartoteka kryminalna pękała w szwach. Jednak nawet potężni protektorzy nie mogli lub nie chcieli mu pomóc, gdy Caravaggio dopuścił się zabójstwa. Malarz uciekł przed wymiarem sprawiedliwości najpierw do Neapolu, a potem właśnie na Maltę. Został nawet przyjęty w szeregi Zakonu Maltańskiego. Dobra passa nie trwała jednak długo, bo Caravaggio wyleciał z Zakonu za udział w pobiciu jednego z rycerzy. Zostały po nim namalowane podczas pobytu na wyspie obrazy, które do dziś cieszą oczy turystów z całego świata.
Best of Valletta
Czy ujrzenie na własne oczy wnętrz Pałacu Wielkiego Mistrza jest niezbędne do podróżniczego szczęścia? Nie, nie jest. Zaoszczędzone na biletach euro można wydać na lody, na przykład w starej Caffe Cordina. Warto natomiast zajrzeć na pałacowy dziedziniec, co akurat jest za free. Główna ulica Malty – Republic Street – opada stromo ku Fortowi Św. Elma i zatoce. Stoją przy niej kamienice z charakterystycznymi, zabudowanymi balkonami. Najlepszymi miejscami w Valletcie są punkty widokowe: pomnik poświęcony oblężeniu Valletty podczas drugiej wojny światowej oraz Dolne i Górne Ogrody Barrakka. Do Upper Barrakka Gardens wjeżdża się windą, którą wielu całkiem słusznie porównuje z Elevador de Santa Justa w Lizbonie. Na Górnych Ogrodach wszystko jest naj: najlepszy widok, najlepsze miejsce do robienia zdjęć, najlepsza atmosfera, najwięcej się dzieje. Jeśli masz szczęście, możesz na przykład obejrzeć czyszczenie dział baterii armatniej. Albo zupełnie przez przypadek usiąść pod tablicą poświęconą pamięci trzynastu marynarzy polskiej marynarki wojennej poległych 16 czerwca 1942 roku w ostatniej fazie operacji Harpoon, kiedy eskortujący konwój na Maltę niszczyciel ORP Kujawiak zatonął po wpłynięciu na minę morską.
Jak dotrzeć do Vittoriosy?
Z kolejnych części relacji z podróży na Maltę dowiecie się, że nie tylko Maroko ma Rabat. Z tego wpisu dowiecie się natomiast, że nie nie tylko Polska ma Trójmiasto. Maltańskie Trójmiasto jest położone po przeciwnej stronie zatoki w stosunku do Valletty. Tworzą je Senglea, Cospicua i Vittoriosa, którą już znamy z opowieści o historii Zakonu Maltańskiego. Do Vittoriosy możecie dotrzeć na trzy sposoby: autobusem, promem lub wodną taksówką. Przy czym ten ostatni sposób jest zdecydowanie najzabawniejszy, zwłaszcza jeśli traficie na właściciela łódki o nazwie „Victoria” – najbezpieczniejszej jednostki na Morzu Śródziemnym. Najlepiej wydane 2 euro ever.
Best of Vittoriosa
Do Vittoriosy płynie się po dwie rzeczy: po Pałac Inkwizytora i po widok na Vallettę. O Pałacu Inkwizytora będzie oczywiście osobny wpis (edit: do przeczytania tutaj). Nie przepuściłabym przecież okazji, żeby zaserwować wam kolejny historyczny wykład, zwłaszcza o czymś tak fascynującym, jak Święte Oficjum. Najlepsze widoki są z Fortu Św. Anioła. Nie trzeba nawet wspinać się na sam fort. Idąc ścieżką wzdłuż murów też dotrzemy na fajne widokowo miejsce. A że ścieżka sprawia wrażenie półlegalnej, ma to dodatkowo walor przygody. Mówiąc o Vittoriosie, nie sposób pominąć portu jachtowego, który mijamy w drodze do fortu. Chociaż jestem zdecydowaną kontestatorką ostentacyjnego bogactwa, to jednak lubię oglądać luksusowe jachty (oglądanie to w końcu nie posiadanie, prawda?) i zastanawiać się, kto i skąd nimi przypłynął.
Podobno wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. W Valletcie natomiast wszystkie ścieżki prowadzą do Upper Barrakka Gardens, w których wylądowałam po raz kolejny po przeprawieniu się z Vittoriosy i to we właściwym momencie, by załapać się na oglądanie zapadającego nad maltańskim Trójmiastem zmierzchu. Najlepiej <3
Pozostałe wpisy z Malty przeczytacie tutaj.