Tegoroczny weekend majowy spędzałam w Ustce. Właśnie wróciłam do domu i, póki moje wrażenia są świeże jak ryba złowiona w Bałtyku, chcę się z Wami podzielić relacją z pobytu w tym mieście. Być może część z Was śledziła posty pojawiające się na bieżąco na moim fanpage’u na Facebooku. Jeśli nie, gorąco zachęcam do obserwowania mnie w social mediach, dzięki temu nic Was nie ominie. Ale wracając do Ustki…
I znów biegun zimna
Bardzo lubię atmosferę nadmorskich miejscowości, najlepiej położonych gdzieś w strefie chłodnego klimatu. To jednak, co przyjemnie ogląda się na filmach, niekoniecznie fajnie doświadczyć na własnej skórze. Nie jestem stworzeniem przystosowanym do życia w niskich temperaturach. Kiedy więc wieczorem po przyjeździe do Ustki wybrałam się do portu na pierwsze rozpoznanie, byłam nieco przerażona. Co prawda pogoda nie rozpieszczała nas już od tygodni, ale na wybrzeżu dodatkowo wiał silny, arktyczny wiatr, co kazało mi zwątpić w moją zdolność dotrwania do końca turnusu. Czytałam ostatnio artykuł o Polce, która dotarła na Biegun Południowy i żywiła się ogromnymi ilościami batoników, aby dostarczyć organizmowi potrzebnych kalorii. Zastanawiałam się, czy uda mi się przetrwać, jeżeli będę pochłaniać podobne ilości gofrów z bitą śmietaną?
Przypomniał mi się pamiętny rok 2014, kiedy to raz wymarzłam do szpiku kości podczas majówki w Saksonii, a następnie zostałam prawie zahibernowana spędzając wakacje nad Morzem Północnym. Liczyłam się więc z tym, że Ustka będzie pod tym względem powtórką z rozrywki. Na całe szczęście nie było wcale tak źle, jak się spodziewałam. Co prawda przez całą majówkę chodziłam ubrana w szczelnie zapiętą pod szyję kurtkę, ale bywały momenty, kiedy nie trzęsłam się z zimna. Naprawdę doceniam to, że przez cały pobyt pięknie świeciło słońce i nie spadła ani jedna kropla deszczu, co, jak na nasze polskie warunki, można zaliczyć do kategorii fenomenu.
USTKA – Najczystsze uzdrowisko w Polsce
Jadąc niedawno tramwajem do pracy, zauważyłam ogromny banner, na którym Ustka reklamowała się jako najczystsze uzdrowisko w Polsce. Ucieszyłam się więc, że będę mogła osobiście sprawdzić, czy Ustka rzeczywiście w pełni zasługuje na opłatę klimatyczną. Pewnie przy mierzeniu „czystości” Ustki chodziło raczej o normy czystości powietrza, ale Ustka jest czysta i uporządkowana również pod każdym innym względem (chociaż jestem pewna, że wiejące tam wiatry byłyby w stanie przedmuchać każdy smog). Nie mam wprawdzie zbyt wielkiego porównania do innych nadmorskich kurortów w Polsce, ale poziom estetyki Ustki zrobił na mnie duże wrażenie. Miejskie obiekty są pięknie odnowione, cieszy też to, że w tak wielu miejscach zachowała się stara, poniemiecka zabudowa, wśród której prym wiodą odrestaurowane, biało-czarne, szachulcowe domki.
Całe szczęście, że nowe budownictwo stara się dopasować do oryginalnych budynków i nie razi. Dzięki temu w Ustce brak jest tandetnych architektonicznych koszmarków. Na nową architektoniczną ikonę Ustki wyrasta natomiast ruchoma kładka, przerzucona nad ujściem Słupi, która o każdej pełnej godzinie pozwala przeprawić się przechodniom na drugi brzeg rzeki, po czym ustawia się ponownie w pozycji otwartej, umożliwiając statkom wpłynięcie do portu.
Bunkry Blüchera
Przejście kładką jest niezbędne, by dotrzeć do Bunkrów Blüchera. Jest to system bunkrów, zbudowanych przez Niemców przed II wojną światową. W zamyśle miały służyć do ostrzeliwania statków nieprzyjaciela pojawiających się na Bałtyku przy pomocy umieszczonych na bunkrach baterii artyleryjskich. Co ciekawe, z usteckich bunkrów nie oddano ani jednego strzału – działa zostały bowiem przeniesione na front zachodni. Bunkry stanowią atrakcję zdecydowanie wartą odwiedzenia. Twórcy ekspozycji zadali sobie mnóstwo trudu, żeby odtworzyć oryginalne wyposażenie bunkrów i poruszyć wyobraźnię zwiedzających. Żyjąc sobie w naszych bezpiecznych, wygodnych domach, nie mamy pojęcia, jak ciężka była egzystencja podczas wojny. W kontekście ostatnich marszów tak zwanych narodowców (a może powinnam powiedzieć: neofaszystów?) – jestem bardzo ciekawa, jak ci, którzy tak ochoczo deklarują „chęć obrony ojczyzny”, zachowywaliby się, gdyby przyszło im spędzić całe lata w ciasnym i zimnym pomieszczeniu pod ziemią.
Spacer nad morzem
Wiadomo, że nad morzem najprzyjemniej spędza się czas spacerując i wdychając jod. Spacerować można plażą – tych Ustka ma do dyspozycji aż dwie. Jest plaża zachodnia, po stronie Bunkrów Blüchera i bardziej popularna plaża wschodnia, przylegająca do centrum miasta. Wzdłuż plaży wschodniej ciągnie się promenada spacerowa, będąca usteckim zagłębiem gofrów i lodów kręconych, które – jak wiadomo – są niezbędnym elementem wypoczynku nad polskim morzem. Idąc promenadą, natkniemy się na ławeczkę Ireny Kwiatkowskiej. Artystka zwykła spędzać w Ustce wakacje. Mieliśmy szczęście spotkać tam inicjatorkę postawienia ławeczki, panią Ewę, która osobiście znała aktorkę. Innym znanym posągiem w Ustce jest syrenka, która stoi, a raczej siedzi na swoim rybim ogonie, przy wejściu do portu. Syrenka znajduje się w herbie Ustki i jest oficjalnym – choć traktowanym nieco z przymrużeniem oka – symbolem miasta.
To nie koniec Ustki na blogu – z kolejnych wpisów dowiecie się, dlaczego po pobycie w Ustce będę musiała (znowu!) przejść na dietę, a także, dlaczego polskie plaże należą do najpiękniejszych na świecie.