Jak głosi brązowa tablica informacyjna przy wjeździe do miasta, takie są właśnie trzy główne atrakcje Sanoka. Ale Sanok to o wiele więcej. Przede wszystkim jest to po prostu piękne miasto! Położone jest, rzecz jasna, w dolinie Sanu. A to oznacza, że przyjeżdżając do Sanoka od strony Bieszczadów musimy pokonać sporą różnicę wysokości. Od Ustrzyk Dolnych w dół, do Sanoka prowadzi malownicza, kręta droga, wijąca się zboczem góry. Sam przejazd nią to spora atrakcja. Od razu przypomniały mi się szwajcarskie zakręty. Dojeżdżając do Sanoka, kierujemy się w stronę Zamku Królewskiego – miejsca, gdzie znajdują się dwie z wymienionych w tytule atrakcji. Droga jest dobrze oznakowana, a pod zamkiem znajduje się dogodny parking.
Sztuka cerkiewna w Muzeum Historycznym w Sanoku
Dzieje Zamku Królewskiego w Sanoku sięgają czasów głębokiego średniowiecza. Podobnie jak zamek w Chęcinach, również ten w Sanoku jest silnie związany z ważnymi dla polskiej historii kobietami. Odbyło się tutaj wesele Władysława Jagiełły z jego trzecią żoną, Elżbietą Granowską. Mieszkała tu także czwarta żona władcy, Zofia Holszańska. Kolejną władczynią zamku była Bona Sforza, która zleciła jego przebudowę w stylu renesansowym. Sama królowa Bona nie przebywała na zamku, ale swój dom znalazła tu jej córka – Izabela Jagiellonka, była królowa Węgier. Dziś na zamku mieści się Muzeum Historyczne. Jego zbiory obejmują jedną z najbogatszych kolekcji sztuki cerkiewnej w Polsce.
Do tej kolekcji zaliczają się przede wszystkim ikony. Wiele z nich pochodzi z nieistniejących już cerkwi greckokatolickich i prawosławnych Pogórza Karpackiego. Ikony różnią się od obrazów spotykanych w kościołach rzymskokatolickich zarówno wyglądem, jak i funkcją. Ikonę uważano za reprezentację i uosobienie przedstawionej na niej postaci – Chrystusa, Matki Boskiej lub świętego. Wierzono, że zapewnia łączność ze świętym i pośredniczy w modlitwie. Dlatego „pisanie” czyli malowanie ikon było czynnością świętą, pełną mistycyzmu. Obraz powstawał zwykle na specjalnie przygotowanym drewnie cedrowym lub cyprysowym, przy użyciu wyłącznie czystych kolorów i złoceń. Tradycyjnie, twórcami ikon byli mnisi, którzy wykonywali swoją pracę w modlitewnym skupieniu, często na kolanach, a przed przystąpieniem do pracy musieli odbyć przygotowawczy post.
Również w przedstawianiu wizerunków świętych brak było dowolności. Wymagano trzymania się ściśle określonych zasad, gdyż każdy element ikony: gest, pozycja ciała, kolor ubrania czy atrybuty miały swoją symbolikę. Istniały nawet wzorniki ikonograficzne, z których kopiowano ikony. W taki sposób powstały pewne powtarzające się motywy. Na przykład tak zwana Matka Boska Hodegetria – popularne przedstawienie Matki Boskiej, trzymającej na ręku małego Jezusa. Co ciekawe, najbardziej znany polski obraz Matki Boskiej Hodegetrii wcale nie znajduje się lub nie pochodzi z cerkwi. Tak: chodzi o Matkę Boską Częstochowską!
Głodnych ikonograficznej wiedzy odsyłam do strony internetowej Muzeum Historycznego w Sanoku, gdzie znajduje się BARDZO dużo ciekawych informacji na ten temat.
Galeria Zdzisława Beksińskiego
Mam nadzieję, że Zdzisława Beksińskiego nie trzeba nikomu przedstawiać. W Sanoku znajduje się największa na świecie, licząca sobie ok. 600 prac, ekspozycja dzieł tego genialnego artysty. Beksiński zapisał je Muzeum Historycznemu w Sanoku w testamencie. By pomieścić je wszystkie, konieczne było dobudowanie nowego skrzydła Zamku Królewskiego. Beksiński urodził się w Sanoku i jest tutaj pochowany. Jego rodzina była zresztą związana z tym miastem od pokoleń. Pradziadek Zdzisława założył w Sanoku Zakłady Kotlarskie, które dały początek Sanockiej Fabryce Autobusów „Autosan”. Sam Beksiński pracował zresztą jakiś czas w „Autosanie”, gdzie projektował nadwozia autobusów.
Oglądając obrazy zgromadzone w sanockim muzeum, trudno oprzeć się wrażeniu, że ich twórcę musiały prześladować jakieś straszne demony, że jest to człowiek o udręczonej duszy. Zupełnie nie pasuje to do wiecznie uśmiechniętego artysty, patrzącego na zwiedzających galerię ze zdjęć. Demony te, jak wiemy, w końcu go dopadły. Może i nie chcielibyśmy mieć obrazów Beksińskiego w salonie, ale nie można im odmówić geniuszu, nieważne jak mroczny i psychodeliczny on by był. Twórczość Beksińskiego znalazła zresztą uznanie na całym świecie. Jego pracami inspirował się między innymi reżyser Guillermo del Toro.
Więcej o Zdzisławie Beksińskim dowiecie się ze strony Muzeum Historycznego w Sanoku.
Ikony i Beksiński to niewątpliwie najważniejsze zbiory w ofercie sanockiego muzeum, ale nie jedyne. Z pozostałych wystaw mi najbardziej przypadła do gustu ekspozycja ceramiki pokuckiej i zabytki archeologiczne, obejmujące między innymi kły mamuta oraz średniowieczny but, znaleziony podczas wykopalisk na zamku w Sanoku. Po zakończeniu zwiedzania muzeum, warto przejść się na niedaleki sanocki rynek. A z niego – jedną z uliczek odchodzących od rynku – dojść do ławki z pomnikiem Dzielnego Wojaka Szwejka.
Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku
Jeżeli po zwiedzaniu Galerii Zdzisława Beksińskiego czujemy się przygnębieni, to skansen w Sanoku z pewnością pomoże nam w poprawie nastroju. Skansen, a właściwie Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku, to najstarsze tego typu muzeum na wolnym powietrzu w Polsce. Rozciąga się na ogromnym obszarze 38 ha i podzielone jest na sektory, obejmujące budownictwo poszczególnych grup etnicznych, takich jak Łemkowie, Bojkowie, Pogórzanie i Dolinianie. Sektory te rozmieszczono w parku etnograficznym w taki sposób, by ukształtowanie terenu odpowiadało obszarom oryginalnie zajmowanym przez poszczególne grupy ludności. Mamy tu więc zarówno tereny górzyste, jak i równinne.
Poza chatami i zabudowaniami gospodarskimi, w skansenie znajdziemy też przykłady budownictwa sakralnego: kościoły, cerkwie, a nawet synagogę. Trafiła tu także cerkiew z Grąziowej – ostatni relikt opuszczonej bieszczadzkiej wsi, w której spędzałam wakacje. Wszystko to sprawia wrażenie, jakbyśmy znajdowali się w centrum autentycznej wioski sprzed stu lat. Szczególną atrakcją jest rekonstrukcja rynku typowego galicyjskiego miasteczka z domami kupców i rzemieślników, starą apteką, pocztą, gospodą i działającą piekarnią. Nie zapomniano też o przemysłowej tradycji regionu i odtworzono pionierską instalację wydobycia ropy naftowej – powstała taka „mini-Bóbrka” (o Bóbrce – najstarszej na świecie kopalni ropy naftowej pisałam tutaj).
To, co najbardziej zachwyca w Skansenie, to dbałość o szczegóły. Zwiedzając chociażby położony w sektorze Pogórzan dwór ziemiański ze Święcan, możemy dostrzec dopiero co pokrojone warzywa, stół nakryty do podwieczorku i wiszące na haczyku ubranie gosposi. Dokładnie tak, jakby mieszkańcy właśnie oderwali się od swoich codziennych zajęć. Każdy dom ma starannie urządzone obejście. W ogródkach kwitną kwiaty, na jabłonkach dojrzewają jabłka, a w zagrodach pasą się zwierzęta gospodarskie. Biorąc pod uwagę los, jaki spotkał wiele bieszczadzkich wsi – niektóre po prostu przestały istnieć – dobrze, że udało się ocalić od zapomnienia chociaż część ich dziedzictwa. W końcu historia to nie tylko dzieje władców, wojny i przełomowe odkrycia, historia to także życie zwykłych ludzi – naszych przodków.
Po zalewie zdjęć ze skansenu, zapraszam Was na filmik z mojego dnia w Sanoku. Zachęcam Was do jego obejrzenia zwłaszcza, że są w nim ujęcia z Galerii Ikon i Galerii Zdzisława Beksińskiego w sanockim Muzeum Historycznym.
A jeżeli lubicie takie etnograficzne klimaty, to zapraszam Was na mój wpis o skansenie w Olsztynku.