Tradycje wielorybnicze w Sandefjord
Dzięki temu, że lotnisko Sandefjord – Torp ma bardzo dobre i tanie połączenia z Polską, ląduje tu wielu Polaków. Nieliczni docierają jednak do samego miasta Sandefjord. Zwykle traktuje się je jedynie jako punkt tranzytowy w dalszej podróży po Norwegii. Tak zapewne byłoby i w naszym przypadku, gdybyśmy nie miały lotu powrotnego do Polski wieczorem i gdyby nieoceniony Wiktor z Nordtrip – organizator naszej wycieczki – nie był tak dobry, by zagospodarować nam czas przed odlotem. Wizyta w Sandefjord, choć nadprogramowa, okazała się równie interesująca, co obowiązkowe punkty programu opracowanego przez Nordtrip. Poza tym, prawdziwie szczęśliwa jestem dopiero wtedy, gdy mogę zwiedzić podczas wyjazdu choć jedno muzeum, a tutaj było mi to dane. Wycieczka do Norwegii została więc przeze mnie zrealizowana w pełni!
Co takiego szczególnego jest w Sandefjord? To miasto wielorybników. W czasach, gdy polowanie na wieloryby było jedną z najważniejszych gałęzi morskiej gospodarki, Sandefjord stanowiło jedną z czołowych baz wielorybniczych na świecie. Wielorybnictwo przeszło już w zasadzie do historii, ale pamięć o wielorybniczych tradycjach jest w Sandefjord wciąż żywa. Nawet nieznającym norweskiego rzuca się w oczy słowo hval w nazwach różnych obiektów, oznaczające właśnie wieloryba, z którego miasto uczyniło swój symbol. Odwagę wielorybników upamiętnia również rzeźba autorstwa Knuta Steena, zdobiąca fontannę przy porcie. To na wielorybnictwie opierają się główne atrakcje turystyczne Sandefjord. Można tutaj zwiedzać muzeum wielorybnictwa i dawny statek wielorybniczy, co też zresztą uczyniliśmy.
Muzeum wielorybnictwa w Sandefjord
W porównaniu z nowoczesnymi, interaktywnymi muzeami, muzeum wielorybnictwa (Hvalfangstmuseet) w Sandefjord może się wydać dość oldschoolowe. Przy czym przez oldschoolowe mam na myśli jak żywcem wyjęte z jakiejś steampunkowej powieści. Są tu wypchane zwierzęta Arktyki wystawione w szklanych gablotach, zarodki wielorybów zatopione w formalinie, model płetwala błękitnego w naturalnej skali i jego szczęka (prawdziwa!). Muzeum posiada także bogatą kolekcję szkieletów różnych morskich stworzeń. Patrząc na nie, bez trudu można dostrzec pozostałości kończyn, które przekształciły się w płetwy. Niesamowite, że życie wyszło z wody po to, by – w pewnych przypadkach – znów do niej powrócić. Ewolucja to jedna z największych zagadek wszechświata! Szczególnie interesujący jest szkielet orki, który do złudzenia przypomina szkielet tyranozaura.
Na dolnym poziomie muzeum wyświetlany jest film dokumentalny o pracy wielorybników. Pozwala nabrać wyobrażeń, jak niebezpieczne i ciężkie było to zajęcie. Ciężkie także psychicznie, bo oprawianie zabitych waleni bezpośrednio na statku, w wyniku czego cały pokład spływał krwią, nie mogło być pracą dla wrażliwców. A jednak z wielorybnictwa utrzymywało się wielu ludzi i to jeszcze całkiem niedawno. To, czego nie domyśliłam się z filmu (był po norwesku), doczytałam potem w internecie. Swoją drogą na Wikipedii jest świetny artykuł dotyczący wielorybnictwa, który pomoże uzupełnić wiedzę na ten temat. A mam wrażenie, że jest to wiedza raczej niszowa. Ja sama pewnie nigdy nie zainteresowałabym się tym tematem, gdyby nie wizyta w Sandefjord.
Dlaczego polowano na wieloryby?
No dobra, ale po co w ogóle polować na wieloryby, skoro można na przykład hodować świnie albo krowy? Otóż, głównym celem polowań na wieloryby nie było wcale mięso, które nie ma szczególnych walorów smakowych. Choć i nim nie gardzono w myśl zasady, że nic nie może się zmarnować i z uwagi na fakt, że jest bogatym źródłem białka. Cielsko waleni kryło jednak w sobie inne, drogocenne surowce, których pozyskiwanie właśnie w ten sposób – przed odkryciem właściwości ropy naftowej i możliwości sztucznej syntezy pewnych materiałów – było w zasadzie konieczne.
Z tłuszczu wielorybów wytapiano olej, używany jako smar, paliwo oraz surowiec służący do produkcji takich towarów, jak na przykład mydło, świece, kredki, maści. Fiszbiny wykorzystywano między innymi do wytwarzania stelaży gorsetów, sukien i parasolek dziewiętnastowiecznych elegantek. Z zębów kaszalota rzeźbiono klawisze instrumentów i guziki, a także niewielkie figurki, zwane scrimshaws. Używana do produkcji perfum ambra o wartości złota to w rzeczywistości… wydzielina z przewodu pokarmowego kaszalota, która tworzy się prawdopodobnie wtedy, gdy wieloryb ma niestrawność lub zatwardzenie. Obecnie, z uwagi na objęcie kaszalotów ochroną, w przemyśle perfumiarskim używa się jej roślinnych substytutów.
Mieć olej (spermacet) w głowie
Koronną zdobyczą łowców kaszalotów był jednak spermacet. Jest to oleista substancja znajdująca się w zbiorniku w głowie tego zwierzęcia. Ze względu na swoje właściwości, spermacet ceniono wyżej niż olej wytapiany z tłuszczu pozostałych gatunków waleni, choć miał podobne zastosowanie. Podczas spalania nie wydzielał nieprzyjemnego zapachu i dawał jaśniejszy płomień. Stanowił również znakomity smar dla urządzeń technicznych.
Rezerwuar spermacetu nad nosem kaszalota służy za swoisty system pławności. Gdy kaszalot nurkuje, krew odpływa z nosa zwierzęcia, ochładzając go. Niska temperatura wody sprawia, że spermacet zastyga i kurczy się. To pomaga kaszalotowi przezwyciężyć prawa wyporności i powstrzymuje przed wypłynięciem na powierzchnię. Kaszalot zwiększa w ten sposób swój ciężar. Kiedy natomiast chce znów się wynurzyć, krew napływa z powrotem do nosa, ogrzewając spermacet, który topi się i rozszerza. To pozwala kaszalotowi szybko i bez większego wysiłku wznosić się ku powierzchni. I znów powód, by zachwycić się zdumiewającymi dokonaniami ewolucji!
Jak polowano na wieloryby
Po wizycie w muzeum, przenieśliśmy się do portu, gdzie zakotwiczony jest dawny statek wielorybniczy. Nazywa się Southern Actor i zbudowano go dla szkockiego przedsiębiorstwa wielorybniczego. To przykład wielorybniczej łodzi myśliwskiej z epoki nowoczesnego wielorybnictwa, gdy na walenie polowano już przy pomocy dział harpunniczych. Wcześniej wielorybnicy używali podczas polowania prostych łodzi. Wiosłujący starali się podpłynąć jak najbliżej wieloryba i stworzyć stojącemu na dziobie harpunnikowi okazję do wbicia harpuna w ciało tego potężnego zwierzęcia. Rozjuszony zranieniem wieloryb zaczynał ciągnąć łódź z zawrotną szybkością. W końcu jednak, zmęczony i osłabiony, wypływał na powierzchnię, gdzie był dobijany. Ciało martwego wieloryba oprawiano i zabezpieczano pozyskane z niego surowce przy burcie statku. Taki sposób polowania na wieloryby opisał Herman Melville w swojej powieści Moby Dick albo wieloryb. Przedstawiona tam historia oparta jest na kanwie autentycznych zdarzeń związanych z zatonięciem wielorybniczego statku Essex.
Opisana w Moby Dicku historia pokazuje, że ludzka chciwość wobec natury zawsze źle się kończy. Również w szerszym wymiarze – wielorybnictwo doprowadziło do przetrzebienia populacji i zagrożenia wyginięciem wielu gatunków waleni. Obecnie wielorybnictwo zostało w znacznym stopniu ograniczone przepisami prawa międzynarodowego. Z drugiej strony, całe pokolenia wielorybników zarabiały w ten sposób na utrzymanie swoich rodzin. Podczas gdy polowania na walenie należy całkowicie zakazać, musimy jednocześnie pamiętać o związanej z tym historii. Trzeba celebrować tradycje wielorybnicze w zupełnie bezkrwawy sposób, tak jak to robi miasto Sandefjord.
Organizatorem mojej niezapomnianej wycieczki do Norwegii i autorem powyższych zdjęć jest Nordtrip.
Pozostałe wpisy z Norwegii możecie przeczytać tutaj.