Życie wyszło z wody i zdarza się, że do tej wody wraca. Hej, hej, wiecie, że ssaki morskie żyły wcześniej jako zwierzęta lądowe, ale wybrały życie w morzu i przystosowały się do niego w drodze ewolucji? Jak sugerowano w głośnym filmie dokumentalnym Syreny – legenda czy prawda (ang. Mermaids: The Body Found), wyemitowanym jakiś czas temu na Animal Planet, z ludźmi mogło się stać dokładnie to samo, co z fokami czy delfinami i także mogli przystosować się do życia pod wodą, wykształcając coś w rodzaju rybiego ogona. Niektórzy twierdzą, że żyją tam po dziś dzień jako legendarne syreny. Film przedstawiał dowody na istnienie syren i czynił to na tyle wiarygodnie, że mnóstwo ludzi nie chciało przyjąć do wiadomości, że była to tylko telewizyjna prowokacja.
Człowiek i morze
W hipotezę przedstawioną w filmie tym łatwiej uwierzyć, że jest całkiem prawdopodobna pod względem naukowym. Ludzie od zawsze byli przecież blisko związani z wodą, czerpali z niej pożywienie, a także korzystali z niej dla celów podróżniczych i transportowych. Siedliska ludzkie bardzo często koncentrują się właśnie u brzegów rzek czy zbiorników wodnych. W momencie, w którym jedną z najważniejszych gałęzi światowej gospodarki stała się turystyka, woda tym bardziej zyskała na znaczeniu. Stereotypowo z wakacjami i wypoczynkiem kojarzy się przecież widok złotej plaży, palm i błękitnej wody. Kraje, które mają dostęp do morza i położone są w strefie ciepłego klimatu, wygrały prawdziwy los na loterii. Ludzie kochają leżeć plackiem na plaży i dla ochłody zażywać morskich kąpieli, opalać się i tankować wysokoprocentowe drinki.
Z drugiej strony, perspektywa pojawienia się na plaży może być dla niektórych źródłem stresu i presji. Zaledwie kilka dni wakacji wymaga uprzednich wielomiesięcznych przygotowań, nakręcanych jeszcze przez okołoplażowy marketing – wszystko po to, żeby osiągnąć wymarzone beach body i móc je potem z dumą opublikować na Facebooku, wzbudzając podziw i zazdrość znajomych. Wbrew temu, co próbują nam wcisnąć spece od marketingu, osiągnięcie ciała supermodelki czy supermodela dla większości osób jest po prostu niemożliwe. Można więc albo nie przejmować się swoimi niedoskonałościami, albo wybrać plażę, na której paradowanie w bikini lub kąpielówkach nie jest konieczne.
Najpiękniejsze plaże świata
Istnieją plaże, które są prawdziwymi cudami natury. Sama miałam okazję być na plaży Cofete na kanaryjskiej wyspie Fuerteventurze, która zajmuje bardzo wysokie pozycje we wszelkich rankingach najpiękniejszych plaż świata. Zdjęcia z plaży Cofete możecie zobaczyć w tym wpisie. Powulkaniczny krajobraz sprawia, że jest to miejsce, jakiego nie znajdziecie nigdzie indziej na Ziemi. Przy plaży Cofete występują bardzo silne prądy oceaniczne, dlatego obowiązuje tam bezwzględny zakaz pływania. Dzięki temu na plażę Cofete nie docierają tłumy turystów, a to czyni ją idealnym miejscem na długie spacery pośród dzikiej scenerii.
Polskie plaże nie są może aż tak majestatyczne jak plaża Cofete, ale nie można im odmówić pewnego nostalgicznego uroku. Trudno zresztą porównywać plaże położone w tak różnych rejonach świata. Po kilku godzinach spędzonych na plaży w Orzechowie Morskim w pobliżu Ustki, w przypływie patriotycznych uczuć, jestem jednak gotowa przyznać, że polskie plaże są jednymi z najpiękniejszych na świecie. Oczywiście, o ile nie są zatłoczone. Plaże w popularnych polskich kurortach, w sezonie gęsto upakowane okopanymi we własnych grajdołkach wczasowiczami, stanowią może idealne miejsce dla socjologicznych obserwacji, ale raczej nie da się tam porządnie wypocząć.
Klif w Orzechowie
Do Orzechowa można dojść z Ustki pieszo, urządzając sobie długi spacer brzegiem morza. Dojazd samochodem też jest możliwy, a auto można zaparkować w pobliżu ośrodka należącego chyba do Lasów Państwowych. Minister Szyszko, znany z destrukcji polskiej przyrody, nie dotarł chyba jeszcze do tego ośrodka, bo natura wokół znajduje się w pełnym rozkwicie – i oby już zawsze tak zostało! Plaża rozpościera się u podnóża orzechowskiego klifu, który powstał w wyniku podmywania przez morze zalesionej wydmy. W wielu miejscach można dostrzec zwalone pnie drzew albo powywracane korzenie.
Klif urywa się w miejscu, w którym do morza wpływa rzeczka o jakże dwuznacznej nazwie: Orzechówka. Podejrzewam, że właśnie tam żyje stworzenie, które widziałam podczas spaceru brzegiem morza. W pierwszej chwili wydawało mi się, że zobaczyłam w wodzie fokę – tak przynajmniej sądziłam po pyszczku, który wystawał ponad powierzchnię. Kiedy jednak zwierzę wyszło na brzeg, okazało się, że to bóbr! Do dzisiaj nie wiem, czy to normalne, że bobry pływają w morzu, czy też udało mi się odkryć nowy gatunek bobra. Jak się jednak nad tym zastanowić, to okolica była dla bobrów idealna: las, rzeka i duże ilości powalonych przez morskie fale drzew.
Może i na plaży w Orzechowie nie ma palm, nie serwują drinków z palemkami, a pływanie w morzu może się skończyć hipotermią, ale po atrakcje właściwe dla tropików nie jedzie się przecież nad Bałtyk. W Orzechowie można za to posiedzieć na pniu drzewa, popatrzeć na hipnotyzujące morskie fale i wdychać wolność razem z jodem. Nie wiem, jak jest tam w sezonie, ale bardzo bym sobie życzyła, żeby także w pełni lata Orzechowo było wolne od hord turystów i żeby na zawsze pozostało dzikim miejscem, w którym spokojnie żyją bobry, jaszczurki i mewy, a naturze nikt i nic nie przeszkadza. Zwłaszcza Minister Środowiska.