Być może kiedyś jakiś historyk spojrzy z perspektywy czasu na pierwszą połowę XXI wieku i postawi tezę, że była to epoka neodekadentyzmu. O ile, rzecz jasna, będą jeszcze historycy na świecie. O ile w ogóle będą jeszcze ludzie na świecie. Świadomość dziejącej się właśnie apokalipsy jest zresztą kwintesencją czasów, w których żyjemy. I to niezależnie od tego, czy faktycznie mamy do czynienia z końcem świata, czy nie. Chodzi o nastrój pewnej schyłkowości. Wrażenie, że nasza cywilizacja chyli się ku upadkowi. Że nadchodzi kres historii pisanej ręką człowieka. Zniknął gdzieś entuzjazm lat dziewięćdziesiątych. Rozwiał się zachwyt nad technologiami kolejnej dekady. Ludzkość stanęła przed barierą własnych osiągnięć. Jak to się stało, że przyszłość przestała być tak obiecująca, odkąd przekształciła się w teraźniejszość?
Nie ma już białych plam na mapach – w dosłownym i metaforycznym znaczeniu. Na świecie nie zostało już nic do odkrycia. A przynajmniej nic, co leżałoby w zasięgu naszych możliwości. Od pięćdziesięciu lat lądowanie człowieka na Księżycu wciąż pozostaje naszym szcytowym osiągnięciem w zakresie eksploracji kosmosu. Nadal nie znaleźliśmy leku na raka. Sztuka dotarła do granic awangardy. Moda nie może być już bardziej nowatorska, nadal pozostając funkcjonalną. Technologia stała się zagrożeniem dla naszej wolności, a autorzy garażowych cudów z Doliny Krzemowej kradną naszą prywatność i manipulują opiniami. Tonąc w zalewie informacji, nie sposób odróżnić prawdę od fałszu. Dwie wojny światowe niczego nas nie nauczyły – nadal walczymy ze sobą nawzajem i nadal odmawiamy pomocy tym, których życie jest w niebezpieczeństwie. Jedzenie jest trucizną. Powietrze jest trucizną. Ziemia jest przeludniona. Słowa „katastrofa klimatyczna” odmieniane są przez wszystkie przypadki każdego dnia. Czujemy się winni tego, co zrobiliśmy planecie i zamieszkującym ją z nami istotom.
Neodekadentyzm ma swoje odbicie w kulturze. Jak grzyby po deszczu wyrastają książki i filmy katastroficzne i dystopijne. Zaczynając od tych wszystkich zombie-apokalips, przez Opowieść podręcznej, po Black Mirror i Rok za rokiem. Z drugiej strony obserwujemy nostalgiczny zwrot ku minionym dekadom. Za skukcesem Stranger Things nie stoi przecież raczej fabuła. Również szeroko pojęta sztuka użytkowa zaczyna sięgać po to, co naturalne, nieprzetworzone i prawdziwe. Futurystyczne wizje świata sprzed kilkunastu, kilkudziesięciu lat nie tylko się nie sprawdziły, ale też większość ludzi po prostu nie chciałaby w takim świecie żyć. Retro-klimaty zdecydowanie przeżywają teraz swój renesans. Ma miejsce masowy zwrot ku ekologii. Bycie eko jest modne. Może zresztą nie jesteśmy aż tak źli, jak nam się wydaje. Może ten nowy dekadentyzm będzie okazją do refleksji nad rolą człowieka w świecie i stanie się naszym ratunkiem. Obyśmy mogli się tego kiedyś dowiedzieć.