W 2016 roku stworzyłam wpis o moich ówczesnych podróżniczych marzeniach. Jak wiecie, ich realizacja nie wyszła mi najlepiej, bo na pięć marzeń udało mi się spełnić… zero. No ale powiedzmy sobie szczerze – łatwe w realizacji to one nie są. Od tamtego czasu nieco zmieniły mi się też podróżnicze upodobania. O czym zaraz się przekonacie, stały się one dość ujednolicone. Być może jest to faza przejściowa, tego nie wiem. Przedstawiam wam zatem moje aktualne podróżnicze marzenia. Niektóre z nich zdają się być całkiem osiągalne, inne nie, ale co mi tam – pomarzyć zawsze można. Tutaj zasada „nie pozwól swoim marzeniom być tylko marzeniami” nie obowiązuje.
Islandia
Niedawno mój wierny towarzysz Netflix wrzucił do swojej bazy serialowej pierwszą część piątego sezonu „Wikingów”. Obejrzałam i trochę się wynudziłam. Ale: najbardziej interesującym aspektem tego sezonu były sceny kręcone pośród majestatycznych krajobrazów Islandii. W sumie nic się podczas nich nie dzieje, ale rozległe, puste przestrzenie i surowa, dzika przyroda zrobiły na mnie większe wrażenie niż najbardziej wartka akcja. Kadr z dymiącym wulkanem to arcydzieło. Fajnie by było zobaczyć to wszystko na własne oczy, nie tylko na ekranie komputera.
Wyspy Owcze
Sceneria podobna do Islandii, tylko bardziej kameralna i, co w moim rozumowaniu jest zaletą, mniej turystyczna (?). Skąd pomysł, by wciągnąć Wyspy Owcze na moją listę podróżniczych marzeń? Chyba z Instagrama. Zdaje się, że natrafiłam tam na ładne zdjęcia z hashtagiem #faroeislands, które w stu procentach trafiły w mój gust. I tak, od tamtej pory Wyspy Owcze jakoś nie mogą wyjść mi z głowy. Myślę, że może to być bardzo ciekawe miejsce, również pod względem warunków bytowych i logistyki życia. To wszystko sprawia, że chciałabym odkryć Wyspy Owcze dla siebie.
Hebrydy
Odkąd po raz pierwszy (i jak na razie jedyny) odwiedziłam Szkocję, łączy mnie z tym krajem wielka, nieskończona miłość. Niestety nasz związek jest jedynie związkiem na odległość. Wszystko, co szkockie, doskonale wpisuje się w mój styl. No, może poza whisky, ale i do niej mam zamiar w końcu się przekonać. Bardzo możliwe, że w poprzednim wcieleniu byłam brodatym, rudym Szkotem. Ponieważ miałam już okazję zwiedzić główne atrakcje Szkocji centralnej, tym razem zdecydowałabym się na przykład na Hebrydy. Mogłabym pożeglować na wyspę Skye jak Bonnie Prince Charlie, albo zamieszkać w domku latarnika na Mull.
Jeżeli interesuje Was temat Szkocji, gorąco polecam wam fotorelację z podróży do tej krainy na cecilialind.pl
Peak District
Wszyscy pamiętamy podróż Lizzy Bennet z „Dumy i uprzedzenia” do Peak District, podczas której ląduje ona w siedzibie pana Darcy’ego, archetypu mężczyzny idealnego. Rzeczywiście, krajobrazy tego angielskiego parku narodowego są w stanie skruszyć nawet najbardziej dumne i uprzedzone serce. Poza tym, zdają się być wprost wymarzonym miejscem do pieszych wędrówek i fotografii. Nic więc dziwnego, że chciałabym się tam kiedyś wybrać.
Kornwalia
Kornwalia stała się modna dzięki serialowi „Poldark”, w którym osławiona już scena koszenia przez głównego bohatera siana bez koszuli jest tylko dodatkiem do zapierających dech w piersiach kornwalijskich widoków. Wyrastające pionowo klify i rozbijające się o nie fale tworzą iście epicką scenerię. Co prawda, trochę boję się klifów, ale nie sądzę by powstrzymało mnie to przed podróżą do Kornwalii. Swoją drogą, ścieżka dźwiękowa z „Poldarka” zawiera całkiem fajne piosenki. Można ich posłuchać na Spotify, a ja polecam szczególnie tą.
Jak widzicie, zestawienie moich aktualnie wymarzonych podróżniczych lokacji prowadzi do kilku dających się łatwo wyciągnąć wniosków. Po pierwsze, moje obecne upodobania kierują mnie na Północ, ku chłodniejszym klimatom. Po drugie, marzą mi się otwarte przestrzenie i pustkowia. Po trzecie, ciągnie mnie w stronę nostalgicznych, celtycko-nordyckich tradycji. Po czwarte, chcę uciec od współczesności. Po piąte, wędrówki byłyby dla mnie wymarzoną formą spędzania wolnego czasu.
Tym marzeniom towarzyszy wizja, w której zamieszkuję w małym domku z kamienia pośrodku wrzosowiska (lub porostowiska – w przypadku Islandii), dookoła pasą się owieczki lub szkockie krówki, wieczorami piszę książkę, popijając gorącą czekoladę, a za dnia odbywam wędrówki w żółtej kurtce przeciwdeszczowej i czarnych kaloszach Hunter (tak, wiem, że jestem podatna na modę z Instagrama i tak, wiem, że wydawanie kilku stów na gumiaki to obłęd, ale nic nie poradzę, że ten trend mi się podoba).
W porównaniu do marzeń z 2016 roku, moje aktualne marzenia są bardzo spójne. Poczytuję to sobie za niemały sukces, bo przynajmniej wiem, w którym kierunku chcę podążać. A jak wiadomo, prawdziwym problemem nie jest realizacja celu, tylko jego brak.
Wszystkie zdjęcia w tym wpisie pochodzą z pixabay.com
Myślę, że wszystkie te cele są jak najbardziej możliwe do zrealizowania, trzymam kciuki! Nie da się ukryć, że też pociągają mnie kraje północy (choć jednocześnie tak samo często mam ochotę na wakacje na jakiejś rajskiej plaży). Z tej listy zaliczyłam do tej pory jedynie Kornwalię, w październiku minionego roku. Muszę przyznać, że nie zapałałam do niej jakąś szczególną miłością, ale może wszystko dlatego, że nie oglądałam Poldarka 😂 Zniechęciła mnie za to mała ilość informacji na temat wartych zobaczenia miejsc i fakt, że przez wszechobecne żywopłoty nie sposób podziwiać piękna krajobrazu podczas jazdy samochodem. W tych klimatach zdecydowanie bardziej spodobała mi się Irlandia północna (Causeway Coastal Route i ogólnie hrabstwo Antrim) i zachodnia (m.in. Ring of Kerry). Teraz w lutym z kolei wybieram się na tydzień na Islandię, ale przypuszczam, że zima nie jest najlepszym czasem na podziwianie jej uroków. Celem nr 1 jest tym razem zobaczenie zorzy polarnej. Co nam z tego wyjdzie – zobaczymy. Bardzo dziękuję za polecenie mojego wpisu o Szkocji i życzę powodzenia we wprowadzaniu marzeń w życie! :)
Dzięki! A ja czekam z niecierpliwością na Wasz powrót z Islandii – będę dzięki Wam miała zaufaną relację z pierwszej ręki. Mocno kibicuję Wam w poszukiwaniu zorzy!