Gdyby w Europie kręcono świąteczne filmy z równym zapałem co w USA i Kanadzie, ekipy filmowe zapewne nie opuszczałyby miasteczek Schwarzwaldu i Alzacji. Szachulcowe domki, klimatyczne kościółki i przytulne sklepy z rękodziełem są gotowym planem filmowym, wręcz idealnym dla uroczych do granic możliwości bożonarodzeniowych opowieści. Mam nadzieję, że ten szczególny vibe będzie dla Was dostrzegalny w tym i kolejnym wpisie o miastach i miasteczkach pogranicza niemiecko-francuskiego, mimo że zdjęcia w nich zamieszczone zostały zrobione późnym latem. W pierwszej kolejności przedstawię Wam miejscowości po niemieckiej stronie, położone w południowej części landu Badenia-Wirtembergia. Ten region przecinają dwa pasma górskie: Schwarzwald i Kaiserstuhl. Wprawdzie leżą po sąsiedzku, ale mają zupełnie inny charakter. Podczas gdy szczyty Schwarzwaldu są porośnięte gęstym i mrocznym lasem iglastym i (podobno) zamieszkane przez nie zawsze przyjazne baśniowe stworzenia, na słonecznych stokach Kaiserstuhl panuje śródziemnomorski mikroklimat, który pozwala na uprawę winorośli i celebrowanie życia w iście południowym stylu.
Freiburg (Fryburg Bryzgowijski)
To główne miasto i stolica regionu. Leży w zasadzie na pograniczu Schwarzwaldu i Kaiserstuhl, ale klimatem bliżej mu do tego drugiego. Takie przynajmniej wrażenie odniosłam, siedząc przy kieliszku Müller-Thurgau w ogródku należącym do winiarni Alte Wache na Placu Katedralnym. Obserwując przechodniów, skojarzenia z południowym, niespiesznym trybem życia same cisnęły mi się do głowy. Freiburg ma sporo cennych średniowiecznych zabytków, z których najbardziej imponującym jest gotycka katedra Najświętszej Marii Panny, czy raczej „Naszej Kochanej Pani”, bo takie jest dosłowne tłumaczenie jej niemieckiej nazwy. Ciekawym obiektem, wyróżniającym się elegancką fasadą w kolorze ciemnej czerwieni, jest też renesansowy dom kupiecki. Charakterystyczne dla Freiburga są tzw. Bächle, czyli rynny ciągnące się wzdłuż ulic starego miasta. Od czasów średniowiecza, Bächle były częścią miejskiego systemu zaopatrzenia w wodę. Ich łączna długość wynosi obecnie prawie 16 km. Na straganach w śródmieściu można kupić łódeczki albo kaczuszki do puszczania po Bächlach. Do zabawy niezbędna jest jednak rzecz jasna woda, a podczas mojej wizyty – nie wiedzieć czemu – wody w Bächlach nie było.
Triberg
Triberg to brama do południowego Schwarzwaldu i jego kulturowe serce. Znajdziemy tu wszystkie charakterystyczne elementy, które czynią Schwarzwald Schwarzwaldem. Zegary z kukułką, tort schwarzwaldzki, schwarzwaldzka szynka i ludowe stroje z kapeluszami Bollenhut, przystrojonymi czerwonymi pomponami. O tym wszystkim – ze szczegółami – będzie jeszcze mowa na blogu. Centrum Tribergu tworzy jedna główna ulica, która całkiem intuicyjnie właśnie tak się nazywa (Hauptstraße). Wzdłuż niej ciągną się restauracje, kafejki, sklepy z pamiątkami i biżuterią – wszystko to, co pozwala zamienić Euro w mniej lub bardziej namacalne wspomnienia ze Schwarzwaldu. Największą atrakcją Tribergu jest jednak najwyższy w Niemczech wodospad, który znajduje się w odległości krótkiego i niewymagającego spaceru tuż za miasteczkiem.
Breisach am Rhein
To niepozorne miasteczko z zaskakująco bogatą historią położone jest – jak sama nazwa wskazuje – nad Renem, tuż przy granicy z Francją. Dawno temu mieli tu swoją siedzibę Celtowie, a potem Rzymianie założyli tu swój obóz. Ze względu na swoje strategiczne położenie, Breisach miał na przestrzeni dziejów duże znaczenie militarne, ale i handlowe. Nie zawsze wynikały jednak z tego tylko korzyści. Pod koniec drugiej wojny światowej, miasto zostało niemal doszczętnie zniszczone w ostrzale artyleryjskim. Być może te trudne doświadczenia poskutkowały entuzjastycznym poparciem społeczności Breisach dla zjednoczonej i wolnej Europy. W przeprowadzonym w 1950 roku referendum w tej spawie, tę ideę poparło 95,6% głosujących mieszkańców miasta. Obecnie Breisach znane jest zwłaszcza z festiwalu teatralnego na wolnym powietrzu oraz „piwnicy” badeńskich winogrodników (Badischer Winzerkeller), która jest w rzeczywistości olbrzymim magazynem wina – można go zwiedzać, a oprowadzanie odbywa się kolejką na kółkach i jest połączone z degustacją wina.
Vogtsburg im Kaiserstuhl
Vogtsburg powstał z połączenia dziewięciu mniejszych miejscowości, tworzących wcześniej siedem gmin, rozrzuconych pomiędzy winnicami Kaiserstuhl. Będące wcześniej jedną z takich miejscowości Burkheim ma starą zabudowę i jest idylliczne. Tuż za jego murami znajdują się ruiny zamku, otoczone równymi rzędami winorośli, co tylko dodaje miasteczku uroku. Natknęliśmy się tu na lokalne święto młodego wina. Takie święta są zazwyczaj bardzo swojskie i sympatyczne i nie inaczej było w tym przypadku. Do atrakcji wydarzenia należał występ orkiestry dętej i wół pieczony na rożnie, którego jako niereformowalny mięsożerca musiałam oczywiście spróbować. Była to zresztą świetna okazja by usiąść przy wspólnym, piknikowym stole z lokalsami i zamienić z nimi kilka słów, a to zawsze cenne podróżnicze doświadczenie.
Mam nadzieję, że ta mała rundka po miastach południowo-zachodnich Niemiec przypadła Wam do gustu. Następnym razem przekroczymy granicę i udamy się do Alzacji, a tam… oj, będzie się działo!