Choć w Polsce zostawiłam piękną pogodę, to nic nie może się równać z ciepłem krain południowych. Śródziemnomorskie ciepło nie jest jedynie powierzchowne, ale wydobywa się z głębi ziemi, nagrzewanej słońcem przez tysiąclecia. Jak dobrze było poczuć je znowu na własnej skórze, wysiadając z samochodu pod hotelem w Mantui, którą wybraliśmy na miejsce drugiego noclegu w drodze do Toskanii. Mantua to mniej oczywisty wybór niż leżąca po sąsiedzku Werona, do której ściągają pielgrzymki turystów z całego świata, zafascynowanych historią Romea i Julii. Weronę miałam już jednak okazję kiedyś zobaczyć. To, co najbardziej utkwiło mi w pamięci z tamtej wizyty, to nie balkon Julii, ani starożytny amfiteatr, a scena, której byłam świadkiem na Piazza delle Erbe. Zapadał wieczór, a oświetlony złotym światłem plac przemierzały, trzymając się za ręce, elegancie pary – one w małych czarnych sukienkach i butach na wysokim obcasie i oni w dobrze skrojonych garniturach – by w końcu zniknąć we wnętrzach wytwornej Ristorante Maffei. Okropnie im wtedy zazdrościłam!
W hotelu przywitał nas energiczny pracownik recepcji, który – jak się potem okazało – zajmował się także serwowaniem śniadania. Toczył również nierówną walkę z zszywaczem biurowym i odnosił w niej dotkliwe rany, które potem z dumą prezentował gościom. Zapytany o najlepszy sposób dojazdu do centrum miasta, dał nam mapkę z zaznaczonym darmowym parkingiem (Parcheggio di Campo Canoa). Stamtąd do centrum można gratis dojechać busem albo przejść pieszo przez most, podziwiając przy okazji panoramę Mantui. Oba rozwiązania przećwiczyłam w praktyce (jechałam busem do centrum, a wracałam pieszo) i oba są bardzo wygodne. Myślę, że miasto Mantua ogarnęło turystyczną logistykę na piąteczkę!
Po przekroczeniu mostu, docieramy na główny plac miasta – Piazza Sordello, wyłożony małymi kamykami. Na ich widok, polscy włodarze z miejsca rozpisaliby przetarg na zastąpienie ich granitowymi płytami i nazwaliby to „rewitalizacją”. Główną budowlą przy placu, a właściwie całym kompleksem budynków, rozciągających się w stronę jeziora, jest pałac książęcy – Palazzo Ducale. Dawniej była to siedziba rodu Gonzaga – tego samego, z którego pochodziła żona polskich królów Władysława IV i Jana Kazimierza – Ludwika Maria Gonzaga. Piękno otaczających nas zabytków coraz bardziej przegrywa jednak w starciu z potrzebą zjedzenia konkretnego posiłku. Siadamy przy jednym ze stolików, należącym do baru „Gonzaga”. Mam stamtąd świetny widok na komisariat policji i podjeżdżających pod niego wypolerowanymi alfami romeo carabinieri. Zamawiam ravioli z dynią – podobno tradycyjne danie Mantui – które okazują się obłędnie dobre.
Przez bramę przechodzimy w głąb miasta, które właśnie budzi się do życia po popołudniowej sjeście. W Italii sjesta trwa od ok. 14.30 do ok. 19.30 i wtedy generalnie nie da się nic załatwić / kupić / zjeść. Włosi chronią się wówczas przed upałem w swoich domach, a opustoszałe miejscowości sprawiają wrażenie miast-widm. Za to w okolicach 20.00 nagle ożywają i zapełniają się ludźmi, w tym dziećmi, których tutaj widocznie nie obowiązuje z uporem forsowany w Polsce model wczesnego chodzenia spać. Nam, ludziom północy, przyzwyczajonym do tego, że pracę należy skumulować, jak najszybciej skończyć, a potem mieć jak najwięcej wolnego, trudno przyzwyczaić się do modelu, który zakłada rozbicie dnia pracy na dwie oddzielone długą przerwą części. Trudno nam też zrozumieć, jakim cudem Włosi jedzą tyle glutenu wieczorem i nie tyją (!).
Chociaż to Werona jest głównym miejscem akcji „Romea i Julii”, to czytelnicy Szekspira dobrze wiedzą, że również Mantua pojawia się w historii o kochankach przeklętych przez gwiazdy. Romeo udaje się do Mantui na wygnanie po zabiciu Tybalta, który z kolei zabił Merkucja. Przyznam się szczerze, że nigdy nie podzielałam tej powszechnej fascynacji akurat tą sztuką Szekspira. Może dziś nikomu raczej nie przyszłoby do głowy na wzór Romea i Julii brać ślub z dopiero co poznaną osobą (a nawet jeśli, to na szczęście jest to odwracalne), ale romantyzowanie samobójstwa nadal jest groźne. Po opublikowaniu „Cierpień młodego Wertera” Goethego, drastycznie wzrosła liczba samobójstw wśród młodych ludzi, zapanowała wówczas wręcz moda na samobójstwa. Dziś takie zjawisko nazywa się „efektem Wertera”. O ile „Cierpienia” nie są już tak popularne jak w epoce niemieckiego romantyzmu, o tyle historia „Romea i Julii” urosła do rangi archetypu i jest wciąż reinterpretowana.
Pozostając przy wątku tragicznych śmierci z miłości, warto wspomnieć, że w Mantui rozgrywa się akcja opery „Rigoletto” Giuseppe Verdiego. W centrum miasta znajduje się nawet dom, który miał być pierwowzorem domu głównego bohatera. To właśnie z tej opery pochodzi jedna z najsłynniejszych arii w historii muzyki operowej: „La donna è mobile”. Libretto jest dość skomplikowane, ale w dużym uproszczeniu przedstawia się następująco (uwaga: spoiler). Tytułowy Rigoletto jest błaznem księcia Mantui – rozpustnika i uwodziciela. Kiedy ofiarą miłosnych podbojów księcia pada córka Rigoletta, Gilda, błazen poprzysięga zemstę i wynajmuje asasyna, by ten zabił władcę. Traf chce, że siostra zabójcy również romansuje z księciem. Dowiedziawszy się o planach brata, prosi go, by oszczędził jej kochanka. Ów się zgadza, ale tylko pod warunkiem, że zabije inną osobę, którą mógłby dostarczyć zleceniodawcy i otrzymać zapłatę. Słysząc to, zakochana w księciu Gilda postanawia się poświęcić. Tak też się dzieje – kobieta ginie z reki asasyna, oddając życie za ukochanego.
Zdaję sobie sprawę, że „Rigoletto” to opera, a ten gatunek potrzebuje dramatycznych śmierci, by mogły im towarzyszyć rozdzierające serce arie, z kolei „Romea i Julię” napisał… no cóż… Anglik, ale i tak jest mi ciężko pogodzić się z założeniem, że śmierć z miłości mogła mieć miejsce w kraju, który najlepiej na świecie opanował sztukę afirmacji życia. Nie jestem mediewistką, ale wydaje mi się, że nawet mroczne średniowiecze nie przyjęło się na długo w Italii i Włochy wkroczyły w renesans znacznie wcześniej niż inne państwa europejskie. Wszystko tutaj: pogoda, jedzenie, wino, sztuka, krajobrazy – jest przeciwieństwem idei umartwiania się i ascezy. Trudno żyć bez miłości, ale jest to odrobinę łatwiejsze przy stałym dostępie do włoskich gelati, które są lepsze niż… w zasadzie wszystko! A złamane serce zawsze można przekuć w coś wielkiego, jak to zrobili Dante i Petrarka.
Mantua nie jest może głównym miejscem turystycznej akcji, ale dzięki temu jest tu spokojniej. A jednocześnie nic jej nie brakuje w stosunku do bardziej popularnych miejsc: są tu wspaniałe zabytki i klimat starych Włoch, które zdają się być wieczne. Zapada zmierzch i rozsądnie jest wrócić do hotelu, choć chciałoby się zostać dłużej i być częścią nocnego życia w mieście. Przechodząc przez most, co chwilę oglądam się za siebie, zerkając na panoramę Mantui, coraz mniej wyraźną w świetle zachodzącego słońca.
Intuicja Pani nie zawodzi, Hrabino. Też nie jestem miediewistą, ale w podręczniku do języka polskiego w liceum, w tomie o renesansie, była informacja, że w południowej Italii gotyk właściwie się nie przyjął i że nastąpiło płynne przejście z antyku do renesansu, przynajmniej jeśli chodzi o plastyczne i architektoniczne środki wyrazu artystycznego.
Bardzo się cieszę i dziękuję za informację! 😊