Kiedy dojeżdża się do Lichenia, wioski we wschodniej części województwa wielkopolskiego, z daleka już widać kopułę i wieżę, błyszczące oślepiającym, złotym blaskiem na tle spokojnego krajobrazu pól i lasów. To Bazylika Najświętszej Maryi Panny Licheńskiej – największy kościół w Polsce. W zamyśle ma przywodzić na myśl falujący łan zboża, ale z tej perspektywy przypomina raczej instalację startową rakiety kosmicznej. Uwielbiana i krytykowana, nazywana wielkim dziełem oraz przykładem kiczu i tandety. Nie ma drugiej świątyni w Polsce, która budziłaby tyle skrajnych emocji. Krąży taki żart, że zapytano pewnego człowieka po powrocie z Rzymu, jak mu się podobała Bazylika św. Piotra. Ten tylko wzruszył ramionami i odpowiedział: „Pff, jak ktoś już widział Licheń…”. Ponieważ, jak wiecie, sama niedawno byłam w Rzymie i Watykanie, postanowiłam udać się do Lichenia i na własne oczy przekonać się, czy w ogóle jest co porównywać.
Licheń leży stosunkowo niedaleko mojej rodzinnej miejscowości i bywałam tam już wcześniej. Był to nawet cel mojej klasowej pielgrzymki pokomunijnej. Niewiele pamiętam z tej „wycieczki” ponad to, że mój proboszcz kupił wszystkim fluorescencyjne figurki papieża. Budowa nowej bazyliki nie była wtedy jeszcze ukończona. Zapewne przy tej okazji po raz pierwszy usłyszałam historię pewnego pasterza, któremu w pobliskim lesie objawiła się Matka Boska. Kościół nigdy oficjalnie nie uznał tych objawień (jedyne uznane polskie objawienia Matki Boskiej to te w Gietrzwałdzie), co jednak nie przeszkodziło kultowi maryjnemu rozwinąć się w tym miejscu. Dla jednych będzie to cud, dla innych element folkloru, co w obu przypadkach zasługuje na szacunek i ochronę. Z objawieniami związany jest cudowny obraz Matki Bożej Licheńskiej, który wcześniej znajdował się w kościele św. Doroty, skąd został przeniesiony do nowej bazyliki.
Inicjatorem budowy nowej bazyliki był nieżyjący już ksiądz Eugeniusz Makulski, na którym ciążą oskarżenia o pedofilię, przedstawione w filmie dokumentalnym „Tylko nie mów nikomu” braci Sekielskich. Z kolei w jeszcze wcześniejszym materiale „Wprost” i Polsatu wysunięte zostały wobec niego oskarżenia o nieprawidłowości w wydatkowaniu pochodzących z darowizn środków na budowę świątyni. Te zarzuty położyły się cieniem na sanktuarium w Licheniu i z całą pewnością wpływają na odbiór tego miejsca. Mi podczas zwiedzania towarzyszyło uczucie pewnego dysonansu. Obchód terenu rozpoczęłam od jego starej części – tej z cmentarzem – i ta część bardzo mi się spodobała. Jest tam niewielki kościół z czerwonej cegły, ławeczki w cieniu i dużo zieleni, wśród której było przyjemnie nawet w jeden z najgorętszych dni w roku. Nic tam nie aspiruje do wywierania ogromnego wrażenia, ale całość ma pewien bezpretensjonalny urok.
Moje moje odczucia w stosunku do nowej części są zgoła inne, choć starałam się podejść do niej z możliwie otwartą głową i bez uprzedzeń. Nie mogłam jednak powstrzymać się od zadawania sobie pytania o zasadność budowy tak ogromnej świątyni, zwłaszcza gdy ta już istniejąca jest najzupełniej w porządku. Do głowy przychodziło mi milion pomysłów na to, jak inaczej można byłoby spożytkować pieniądze przeznaczone na tę inwestycję i to w sposób w moim pojęciu znacznie bliższy ideom chrześcijaństwa. Rozumiem motywację darczyńców, którzy chcieli mieć swój udział w stworzeniu czegoś wielkiego i trwałego, mam jednak wątpliwości, czy te motywacje powinny być popychane przez Kościół właśnie w tym kierunku. Estetyka powstałego obiektu budzi u mnie raczej konsternację, niż zachwyt, ale to rzecz gustu. A pytanie, czy istnieje coś takiego, jak obiektywnie właściwy gust architektoniczny, to temat na zupełnie inny wpis, zupełnie innego blogera. Choć trzeba przyznać opiekunom kompleksu w Licheniu, że zarówno bazylika, jak i cały teren są bardzo zadbane (inaczej niż na przykład otoczenie Chrystusa w Świebodzinie).
Nie chcę stroić sobie żartów, porównując bazylikę w Licheniu z tą w Watykanie. Ostatecznie, Licheń jest przecież ważnym miejscem dla wielu ludzi. Spróbuję więc tak podsumować ten wpis: architektura powinna być adekwatna do historii, którą opowiada. Bazylika św. Piotra w Watykanie opowiada wielką historię potężnych papieży, dysponujących niemal nieograniczoną władzą, pozwalającą im rozgrywać politykę świata. Historia z Lichenia – prostego pasterza, któremu ukazała się Matka Boska – to skromna, mała historia. Nie znaczy to, że jest mniej ważna, czy mniej warta opowiedzenia, ale powiązywanie jej z monumentalną, złotą świątynią zupełnie wypacza jej sens. Z całą pewnością jednak warto odwiedzić Licheń, bo to miejsce wiele mówi o drodze, jaką przeszedł polski katolicyzm i skłania do refleksji, dokąd tak właściwie zmierza.
Mają rozmach :) Pamiętam jak byłem tam z wycieczką szkolną. Ależ się wówczas wynudziłem :P
To prawda, rozmachu nie można im odmówić! :D