Kurs powieściopisarski? To takie coś w ogóle istnieje? – słyszałam prawie za każdym razem, kiedy mówiłam znajomym, że biorę udział w kursie pisania powieści. Ano, istnieje. Żyjemy przecież w czasach, w których wymyślono kursy i poradniki dotyczące każdej chyba dziedziny twórczej ekspresji. Dziwne by było, gdyby nie znalazł się nikt, kto chciałby nauczać innych czegoś tak popularnego jak powieściopisarstwo właśnie. Bo okazuje się, że chęć pisania powieści jest całkiem powszechna i dotyczy ludzi w różnym wieku, różnych zawodów i w różnych sytuacjach życiowych. Mi zamiar napisania powieści towarzyszył od zawsze, więc kiedy po raz pierwszy usłyszałam o kursie „podstawy pisania” organizowanym przez Maszynę do Pisania, od razu wiedziałam, że to coś dla mnie.
Po co mi kurs powieściopisarski?
Pisać bardzo lubię (gdyby było inaczej nie czytalibyście przecież tych słów) i wydaje mi się, że trochę umiem. Co innego jednak napisać krótką notatkę na bloga, choćby nie wiem jak bardzo kreatywną i zabawną, a co innego stworzyć kompletną powieść z całą strukturą fabuły, logicznym splotem wątków i interesującymi postaciami. To poważne wyzwanie, ale ja jestem zdeterminowana, bo widzę się jako pisarka powieści. Dokładnie widzę się, jak siedzę na tarasie mojego domu na toskańskim wzgórzu, popijam chianti, przede mną na pokrytym płóciennym obrusem stole stoi laptop, a na ekranie widnieje zarys fabuły mojego kolejnego bestsellera.
Zanim się jednak za coś na poważnie zabiorę, lubię mieć solidne podstawy teoretyczne. Kiedy przymierzałam się do pisania bloga, przeczytałam chyba z tuzin książek i poradników na temat tworzenia stron internetowych i blogowania. Nie inaczej jest z pisaniem powieści. Stąd właśnie mój udział w kursie. Do dziesięcioosobowej grupy dołączyłam jako ostatnia. Miałam szczęście, że jeszcze jedno miejsce było wolne. Zupełnie, jakby czekało specjalnie na mnie. Grupa okazała się bardzo zróżnicowana, ale wszyscy kursanci byli niezaprzeczalnie kreatywni i mieli wiele do powiedzenia, a raczej do napisania. Największą wartością kursu była jednak sama nauczycielka – autorka poczytnych kryminałów Joanna Opiat-Bojarska.
Pisać to chyba każdy umie, nie?
Wydawać się może, że do napisania powieści nie trzeba żadnych kursów czy warsztatów. O tym, czy ktoś ma szansę zostać zawodowym pisarzem, powinien raczej decydować talent. Jasne, osoby bez pisarskiego polotu pewnie nie zostaną drugą J.K. Rowling, ale okazuje się, że samo lekkie pióro nie wystarczy. Potrzebna jest jeszcze znajomość techniki pisarskiej i tej właśnie uczyliśmy się na kursie. Wbrew pozorom, istnieją konkretne narzędzia, które pozwalają najpierw przyciągnąć, a potem utrzymać uwagę czytelnika, a także uniknąć błędów logicznych w fabule, które potrafią zrujnować nawet najlepszy pomysł na akcję. Samo wypełnianie powieści treścią jest tylko częścią pracy pisarza. Równie ważne jest planowanie, streszczanie, gromadzenie informacji o bohaterach, rozpisywanie scen. Te czynności wydają się żmudne i mało atrakcyjne, ale pozwalają nie pogubić się w sieci stworzonych wątków.
Fajną sprawą było też to, że na kursie bardzo dużo pisaliśmy, zarówno na miejscu, jak i w ramach zadań domowych, a potem wzajemnie omawialiśmy swoje prace. Dzięki temu nasza twórczość miała szansę spotkać się z obiektywną krytyką i niekiedy bardzo trafnymi sugestiami. Niektórzy z nas przyszli na kurs mając już gotowy materiał pisarski, inni – w tym ja – tworzyli prace zupełnie od podstaw. Mimo to po kilku zajęciach zaczęliśmy rozpoznawać właściwy dla poszczególnych kursantów styl i tematykę. Podobało mi się tak bardzo, że przez ostatnie tygodnie żyłam właściwie tylko moim kursem powieściopisarskim i przepraszam moją rodzinę i przyjaciół, że non stop spamowałam ich opowieściami o moich kolejnych pisarskich osiągnięciach.
Jak wydać powieść?
No dobra, załóżmy, że napisałam potencjalny bestseller – co dalej? Na ostatnich zajęciach kursu byliśmy z wizytą w prawdziwym wydawnictwie. Jego pracownicy poświęcili nam swój czas, by odpowiedzieć na to i inne pytania. Generalnie, bazując na wnioskach z wizyty w wydawnictwie, mam dla was dwie wiadomości: jedną dobrą, drugą złą. Zacznijmy od złej – debiutantowi trudno byłoby wyżyć z samego pisania. Bycie biednym, przymierającym głodem pisarzem może i jest romantyczne, ale raczej mało komfortowe dla samego zainteresowanego. Na szczęście pisać można nocami, a w dzień chodzić do normalnej pracy. Jak to mówią: sen jest dla słabych.
Dobra wiadomość jest natomiast taka, że wydanie powieści wcale nie jest takie niemożliwe, jak się wydaje. Gdy nasze dzieło jest już gotowe, należy przesłać je wraz ze streszczeniem do wydawnictw i czekać na odpowiedź. Jeżeli powieść ma potencjał wydawniczy, powinniśmy taką odpowiedź otrzymać. Pocieszające jest też to, że nasz tekst nie musi być idealny i bezbłędny, żeby wydawca się nim zainteresował. Powieść nigdy nie jest drukowana w kształcie, w którym została przesłana do wydawnictwa. Autor pracuje nad tekstem z redaktorami, co nierzadko kończy się usunięciem niepasujących postaci lub wątków, a czasami nawet przebudową znacznej części książki. Kiedy fabuła uzyska już ostateczny kształt, tekst przechodzi jeszcze korektę językową, a książka otrzymuje szatę graficzną, której kluczowym elementem jest okładka. Proces wydania powieści kończą działania marketingowe, niezbędne, by książka odniosła sprzedażowy sukces.
Narzędzi i reguł przybliżających nas do napisania i wydania powieści jest całkiem sporo, ale spośród nich wybija się zasada numer jeden: żeby stworzyć powieść, trzeba pisać. Nie musimy od razu zabierać się za dzieło, dzięki któremu trafimy na listy bestsellerów i do Wikipedii. Można pisać cokolwiek: opowiadania, fragmenty rozdziałów, nawet bloga. Każde napisane zdanie wpływa w jakiś tam sposób na nasz indywidualny styl i pomaga zbudować pisarskie doświadczenie. Aż w końcu przyjdzie moment, gdy doznamy oświecenia i wpadniemy na TEN pomysł, który stanie się podstawą naszej własnej powieści.
A jeśli zainspirowała was pisarska atmosfera tego wpisu, to zajrzyjcie do posta o wiedeńskich kawiarniach, czyli o naturalnym środowisku literatów okresu secesji.
Nie wiedziałam, że jest taki kurs, sama bym się zapisała jakby mi tylko wystarczyło czasu :)
Warto wygospodarować trochę czasu, bo to naprawdę fajne, pobudzające kreatywność zajęcia, a kurs trwa tylko 4 tygodnie :)