W ramach przywracania dawnych wspomnień na mój Instagram, tym razem wracam do mojego roku na Erasmusie. Spędzałam go w bawarskiej Pasawie, o czym pisałam już tutaj, i pod wieloma względami był to najlepszy rok mojego życia. Kiedyś powiedziałam to znajomemu i usłyszałam, że nadejdą jeszcze lepsze lata. Ale to nieprawda, dotychczas żaden rok go nie przebił.
Bez wdawania się w szczegóły, poza poznawaniem fajnych ludzi i miejsc, rozwijaniem umiejętności językowych i przyswojeniem sobie sporej dawki wiedzy z zakresu prawa niemieckiego, chodziło o to, że w wielu przypadkach pozwoliłam sobie na utratę kontroli, ryzykowałam i po prostu czekałam, co się stanie. W przypadku takiego control freaka jak ja, mogło mi to wyjść tylko na dobre. I wyszło!
To był również czas intensywnego zwiedzania. W grupie moich międzynarodowych znajomych szybko stałam się naczelną organizatorką wycieczek. Oczywiście poznałam dobrze samą Pasawę, która jest prawdziwie unikatowym, położonym u zbiegu trzech rzek miastem. Byliśmy też w Lasie Bawarskim, Ingolstadt, Landshut, Monachium, Norymberdze, Ratyzbonie, Salzburgu, Budapeszcie i nad Chiemsee. W niektórych z tych miejsc więcej niż raz. Tanie podróżowanie niemieckimi kolejami umożliwiał nam BayernTicket – bardzo korzystny bilet grupowy.
Już po zakończeniu mojej przygody z Erasmusem, wybrałam się jeszcze na miesiąc do Brukseli. Odbywałam tam praktykę w Parlamencie Europejskim, konkretnie w biurze jednego z niemieckich europosłów. Zobaczyć funkcjonowanie europejskich instytucji od środka to doświadczenie, którego nie zapomnę do końca życia. Ogromną satysfakcję daje mi również fakt, że mam swój mały wkład w tworzenie europejskiego prawa, jako że pracowałam przy opiniowaniu projektu dyrektywy dotyczącej zabezpieczeń systemów bankowych.
Moje życie w Brukseli było spełnieniem marzeń. Miałam szczęście wynajmować pokój w bardzo dobrej dzielnicy, u cudownych ludzi, którzy traktowali mnie jak członka własnej rodziny. Miasto zwiedzałam na własną rękę, podczas wielogodzinnych eksploracji. Kulinarnie Bruksela również ma sporo do zaoferowania. Brukselskie piekarnie nie mają sobie równych na całym świecie, a sztandarowymi przekąskami, które jada się na mieście, są słynne belgijskie frytki, gofry serwowane na ciepło, ciastka speculoos i oczywiście pralinki.
Rok, który spędziłam w Pasawie i Brukseli, był dla mnie zdecydowanie rokiem dobrze wykorzystanych szans. Wspomnienia z tamtego czasu zostaną ze mną już na zawsze. Uważam, że przy obecnych możliwościach, studia czy praca za granicą powinny być standardowym elementem wkraczania młodych ludzi w dorosłość. Jeżeli któryś z czytelników tego bloga waha się, czy pojechać na Erasmusa, to gorąco go do tego zachęcam. W końcu nic nie jest dane raz na zawsze – ani młodość, ani Unia Europejska.